Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2023

Cast Away

Pomysł wyjazdu akurat na Malediwy powstał na początku pandemii. Jak wszyscy wiedzą, mam wręcz patologiczną słabość do wysp, a najlepiej jeszcze, jeszcze żeby było ciepło, pięknie i daleko. Byłam w bliższej i dalszej azjatyckiej okolicy, ale akurat ich dotąd nie zwiedziałam, więc kusiło. Kluczowe było jednak to, że Malediwy przez całą pandemię nie zamknęły się na ruch turystyczny, nie wymagały szczepień, ani nawet testów. Coś dla mnie. Prócz nich zalewie kilka krajów zdecydowało się na taką politykę. Z interesujących Meksyk, Dominikana i Kostaryka. W Meksyku już byłam. Dominikanę zwiedziliśmy rok temu, bo na Kostarykę nie dało się sensownie dolecieć. Teraz część krajów odpuściła, albo złagodziła restrykcje wjazdowe, ale została mi sympatia do Malediwów i ogólnie nakręciłam się, żeby je wreszcie zobaczyć. Ze względu na to, że to naprawdę droga destynacja, jedna z najdroższych na świecie, zapytałam M., czy chce jechać (wtedy koszty wyjazdu młodego dzielimy na pół). Nie chciał, bo za mało

Durna baba

Ach, bym zapomniała. Nie opisałam jeszcze akcji matka vs. Skąpy. Zaczęło się od tego, że w październiku za długo u niej siedział. Zawsze przyjeżdża zmarnowany, wychudzony, zabiedzony, ponieważ mieszka z córką, która wychodzi z założenia, że jeśli tata mówi, że nie chce jeść, to nie chce i już. Matka podchodzi do tego inaczej, choć wcale nie musi. Wie, że Skąpy jest żarłokiem i łasuchem, tylko ma restrykcyjną dietę i nie wolno mu już jeść prawie niczego z tego, co lubi. Wysila się więc i wymyśla, cuduje, podsuwa mu. Dokarmia go, poprawia mu formę, wyjeżdża kwitnący, w zamian pozostawiając ją przemęczoną. Bo także ona jeździ po zakupy, sprząta, pierze, prasuje. Na tym etapie on już głównie tylko jest. Irytuje ją też, że nie ma z niego pożytku w kwestii pomocy w domu oraz że już nie podróżują. Kiedyś było inaczej, dużo wyjeżdżali, kawałek świata zobaczyła, a w życiu by się nie odważyła bez niego. Bardzo jej   też pomagał w domu i w ogrodzie, ale aktualnie ma 87 lat, cewnik, krwiomocz

Ogólnie

Młody miał bardzo krótki pierwszy semestr. Ferie ma dopiero teraz, ale oceny wystawili im już przed Świętami. Z matematyki w tym roku jakoś mu idzie (z korkami 3 razy w tygodniu). Źle jest z niemieckim, którego nie lubi. Najęłam mu korepetytorkę i dzięki temu skończył semestr z miernym, średni sukces. Także ledwo, ledwo załapał się na mierny z jednego z przedmiotów zawodowych u swojej wychowawczyni. Słabo. I nawet nie wiem, jak temu zaradzić, bo skąd w małym mieście bez uczelni technicznej zorganizować korepetycje z bardzo technicznej dziedziny. H. stresuje się, że nie zda i go wyleją, bo pierwszej klasy się nie powtarza, ale też nie idzie za tym nauka. A samym stresowaniem się, to... Z plusów, w miarę, jak na niego, zaaklimatyzował się w nowym środowisku. Nadal nie ma w klasie bliższych znajomych, ale ma z kim siedzieć w ławce i na wycieczkach. Zdecydowanie woli jednak paczkę z podstawówki, choć jeszcze w czerwcu strasznie na nich narzekał. Tuż przed Świętem Zmarłych umarła na rak

Skrzep

Przyszła pani z Kaszub, z koleżanką. Znalazły nas w google maps. Koleżanka ma byłego męża, z którym przez pewien czas utrzymywała relację. Zauważyła, że to dla niej niekorzystne i ucięła ją. Pan nie chce się z tym pogodzić, pani zaczęła mieć nieprawdopodobnego pecha. We wszystkim, czego się tknie. Od urazów fizycznych, po problemy finansowe. Powinna zrobić rytuał na odcięcie uczucia, według mnie, ale nie była gotowa. Wzięła tylko turmalin, szałwię, czarcie żebro, coś tam. Ludzie boją się sami robić rytuały. Albo są leniwi? Chcą, żeby ktoś wszystko odwalił za nich. Według teorii Jodorowskiego jest to bez sensu. Cały sukces w tym, że człowiek skupia się sam, sam robi te dziwne rzeczy. Moje rytuały nie są trudne, wszystkie ingrediencje są w pakiecie, opis jest bardzo szczegółowy, klarowny, energetyczne bhp zachowane na max. Mimo to - nie. Większość osób podchodzi do nich, jak do jeża. Wolą zapłacić Wowie dziesięć razy tyle. Pewnie uważają, ktoś inny zrobi lepiej (bo mnie też często pr

Syn

 Pani Bogna też jest stałą klientką. Nie ma daleko, bo mieszka w zachodniopomorskim. Pracuje jako pielęgniarka w szpitalu i w domu opieki. Dobry z niej człowiek. Zawsze jest trochę smutna, zmartwiona. Sama wychowywała syna. Starała się odkuć finansowo, bo uciekali od pana i władcy ledwo w tym, co na sobie. Dużo pracowała, brała nocki, dzieciak był sam. Mógł wybrać różne ścieżki, wybrał narkotyki. Wielka, niekończąca się kołomyja. Odwyki, odwyki. Mnóstwo pieniędzy. Chłopak siedział w ośrodku pół roku, rok, półtora, wszystko płatne i to grubo oczywiście. Wydawał się już pozbierany, chciał wyjść, wychodził, znów wpadał w ciąg, znów ośrodek. Miał dziewczynę, nie wytrzymała, odeszła. On niby szalenie ją kocha, nawet nadal. Miał drugą, uderzył ją. Pani Bogna doradziła jej: "Spierdalaj. Spierdalaj, póki czas, bo jak raz uderzył, to to nie będzie raz. I nic, że przepraszał". Wiedziała, że syn będzie nieszczęśliwy, ale namówiła dziewczynę do rozstania, rozumieją Państwo.  Próbując go

Malutka

Pani Jula wpadła jak zwykle jak tornado. Wulkan energii, emocji, pomysłów, śmiechu, łez, problemów, wątpliwości i powiewnych sukien, taka jest. Ma stacjonarny sklep z ciuchami, poza tym robi lajfy i podczas nich sprzedaje najwięcej. Musiała mi w ogóle pokazać, co to jest, o co chodzi. Zatrudnia dwie ekspedientki, które się ubierają, przebierają, pokazują się w kamerce. Czasem sama się przebiera, pokazuje. Klientki na bieżąco piszą i tekst pojawia się na ekranie, typu: "Biorę tę bluzkę", "Czy jest ta różowa sukienka w rozmiarze 42?" etc. Taki czat. Pani Jula ma córkę, córka ma faceta i z nim dwoje dzieci. Jedno w normie, drugie poza. Malutka urodziła się z dwoma punktami i lekarz od razu zapowiedział, że nie przeżyje nocy. Teraz ma z pięć lat, ale, no, sami Państwo rozumieją. Ostatnio zaczęła umierać. Karetka, szpital, kilka operacji w ciągu 2 tygodni. Już wydawało się, że stan jest stabilny, znów zaczęła schodzić. Dziewczynka od samego początku czuje ogromną wię

Lalka i pudełko

Trzecia notatka dzisiaj, wiem, nietypowo, ale wreszcie mam chwilę. Wowa się kręcił i kręcił, przesiadywał u mnie godzinami. Miałam trochę dość, szczególnie, że pali, więc śmierdzi i zaczęłam obmyślać, jak by go grzecznie zniechęcić. Julia się teraz restrukturyzuje, przeprowadza z towarem, nie powadzi sklepu, tylko sprzedaje na allegro, więc często jest u mnie. Uwielbia długie perory na tematy typu: "Prawdziwe powody kryzysu w 1929", albo: "Plusy i minusy reform Balcerowicza", albo: "O nowym, idiotycznym przepisie Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa" (o rejestrowaniu każdej kury). Ogólnie bardzo dużo czyta i to tak w sensie, że wczytuje się, obaduje każdą sprawę dokładnie. Poza tym sprawdza zawsze ustawy, odnośniki do nich, podstawy prawne. Słucha "Musisz to wiedzieć" i innych, przejmuje się, polemizuje. Postanowiłam więc napuścić ją na Wowę. Gdy przychodził, usuwałam się na zaplecze, a Julia brała pierwszy z brzegu temat i nawijała,

Mirki

  Potem robiłam casting remontowych mirków. Pierwszy przyszedł taki, który nie wystawia rachunków, pracuje z dwoma kolegami i obiecuje, że będzie tanio, bo zaraz jedzie do Anglii (acz nie wiem, co to ma do rzeczy). Wyglądał na konkretnego. Tylko trochę cwaniaczył i nie był głupi, rozumiał, co mówię. Drugi był świetny, jakaś większa firma, mega profesjonalny i naprawdę wiedział, o co chodzi, nawet miał własne, dobre pomysły, ale zażyczył sobie trzy razy takie pieniądze, jak pierwszy. Trzeci przyszedł absolutny mizogin, który w ogóle ze mną nie rozmawiał, nie odpowiadał na moje pytania i stał do mnie tyłem. Traf chciał, że poszłam   na rozmowę razem z Wową, więc tylko z Wową rozmawiał, bo facet. Nieważne, że ja robiłam w życiu już kilka remontów, a chłopiątko żadnego. Poza tym bez przerwy kręcił głową i cmokał, jakbym miała nie wiedzieć jak dziwne pomysły, a akurat tym razem nie, chcę bardzo typowych przeróbek. Tani był, jak pierwszy, ale oznajmił, że dla mej wygody sam zajmie się wy

Wszyscy

Wszyscy, ale to absolutnie wszyscy pytają: "A jak matka zareagowała?". Interesujące to jest. Myślałam, że zarówno Państwo, jak moi znajomi z reala, znacie ją z moich opowieści na tyle, że możecie przewidzieć. Jednak nie? OK, zatem: O samym pomyśle i etapach realizacji nie wiedziała. Zaraz zaczęłaby jojczeć, wyrzekać, wymyślać komplikacje, straszyć, opowiadać o setce oszukanych znajomych, o walących się budynkach, fałszywych kontach bankowych, podstawionych osobach i nie wiem czym jeszcze. Taka jest. Zawsze wszystko na minus, na źle. Dlatego, jak długo się dało, nie wiedziała nic o mojej ciąży i bardzo żałowałam, kiedy się dowiedziała (musiałam pojechać pożegnać się z umierającą babcią). Od razu zaczęła przesyłać mi informacje o tragicznych komplikacjach porodowych, przesyłać linki do artykułów o przeróżnych zakażeniach, potwornych położnych, kuriozalnych przypadkach medycznych i tak dalej. Okropne to było, męczące, denerwujące, niepokojące, straszące i szczerze gratulowałam

Akt trzeci

 Przekazałam M. euro, bo zażyczył sobie tę walutę, nie złotówki i czekałam na termin u notariuszki. Tego dnia M. przyjechał do Kgu po mnie i H., który znów rzekł, że chce uczestniczyć. Tym razem nie mogłam już robić żadnych fidrygałek, gdzieś zajeżdżać po drodze. Szkoda trochę. W Koszalinie byliśmy sporo przed czasem, ponieważ M. powiedział, że euro muszą być przez niego wpłacone na konto, a nigdzie w Drawsku, ani w Kgu nie mógł. Może to zrobić wyłącznie w Koszalinie w banku w galerii handlowej, a musi koniecznie, bo nie ma na koncie tyle, żeby bez tej wpłaty kupić mieszkanie. Coo? Nic nie powiedziałam, ale ciśnienie mi skoczyło bardzo. Że tak powiem, krew mnie zalała. Dałam mu tę kasę z wyprzedzeniem, czy naprawdę wszystko zawsze musi być robione na ostatni moment? On ma taką naturę i niech sobie ma, niech sobie żyje jak chce gdy jest sam, ale... Stanęliśmy na parkingu przy tej galerii, M. i H. poszli, ja opłaciłam postój i zostałam w aucie. Czas mijał. Patrzyłam na zegarek, a tam 29

Akt drugi

Co do ceny kołobrzeskiego mieszkania, to pomału, stopniowo, zeszła do 550, ale przeżyłam też stres, gdy pewnego dnia wpadłam w drzwiach budynku na pośredniczkę. Właśnie była umówiona na pokazywanie. Kysz, kysz. Przyszła potem do sklepu i zaraz po jej minie widać było, że niepotrzebnie się dla tych ludzi tłukła z Koszalina, ot, oglądacze. Mówiła, że główny niuans jest taki, że tubylcy nie są zainteresowani czymś tak drogim. Jeśli już, kupiliby sobie za tyle pieniędzy więcej metrów gdzieś dalej od morza. Po co zaraz w dzielnicy turystycznej i to w epicentrum. Ludzie z zewnątrz mają natomiast podejście - kupić i nie inwestować. Wziąć takie, które od razu można wynajmować, czy tam zamknąć i przyjeżdżać gdy ma się ochotę, ale bez zmieniania czegokolwiek, napraw, adaptacji. Doskonale ich rozumiem, robić remont nie będąc na miejscu, nie stercząc nad mirkami, nie kontrolując wszystkiego - porażka. A to mieszkanko od lat było tylko eksploatowane. Na pierwszy rzut oka OK, ale drzwi na jednym zaw

Akt pierwszy

Wracając z miasta i skręcając do garażu, zauważyłam ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Baner wisiał na balkonie budynku, w którym mieszkam, tylko w wyższej części, czyli z windą. Z oknami na wschód i południe, omg, idealnie. Natychmiast umówiłam się na oglądanie. Przyjechała pośredniczka z Koszalina, miła dziewczyna. 38m2, łazienka, salonik połączony z kuchnią i przedpokojem oraz za mały drugi pokój. Jak na tę lokalizację, cena raczej niewygórowana, 620. Znaczy, ogólnie masakra, wiadomo, ale wszystkie inne apartamenty, które tu sprawdzałam, miały przy podobnym metrażu cenę od 750 do nieskończoności. Pogadałyśmy, to, owo, o minerałach, o dzieciach, powiedziałam, że ogólnie mieszkanie mi się podoba, szczególnie, że mam już wprawę w przeróbkach i tu też na pewno zaraz bym wszystko przebudowała. Niech tylko zrobi coś z ceną, to znaczy namówi właścicieli do zejścia na 550 (zawsze warto spróbować).  Obiecała się postarać. Zapytałam też, jak to możliwe, że film z prezentacją, który przesłał