Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2022

Kminek i powrót

Wróciwszy z wyprawy na klify kupiłam bilety na/z Comino na dziesiątą trzydzieści następnego dnia. Przed terminalem promowym stoją kolesie i nagabują w tej kwestii, kogo się da. Gdy byliśmy na Malcie kilka lat temu, nie można było normalnie dostać się na tę wysepkę, ponieważ był absolutny niesezon. Żałowałam, zatem teraz. Zapłaciłam, dostałam druczek, wróciliśmy do hotelu i dopiero dokładnie obejrzałam, co mam, a tam nabazgrane, że przepływ 29.10, czyli jakby wczoraj, zamiast jutro. Ostatnio mam obniżoną odporność na stres, więc nie bardzo się ucieszyłam z takiej komplikacji. Na szczęście bilety nie były drogie (chyba po 50 zł), więc stwierdziłam, że trudno, najwyżej uznamy się za oszukanych i kupimy nowe. 31.10 rano poleciłam H., żeby sobie ładnie przygotował, jak przedstawi panu sprawę i z zapasem czasu poszliśmy. Z walam na młodego rozmowy i załatwianie spraw, gdzie tylko mogę, żeby się ogólnie oswajał z ideą, a już jeśli trzeba po angielsku, to obowiązkowo. Chcę, żeby uczył się ro

Klifami

30.11 wybraliśmy się na wycieczkę po klifie na zachód od Mgarru. Nigdzie nie trzeba było podjeżdżać, wystarczyło minąć marinę i już, więc wspaniale. Najpierw obejrzeliśmy z góry maleniutką Gorgun Beach - w zasadzie spłachetek kamieni pomiędzy skałami. Jak z reguły na wyjazdach, przez cały pobyt na Gozo snuliśmy mocno przygodową historię, opartą o grecki mit. Gozo uchodzi za wyspę, na której była więziona Calipso, więc jasne chyba, że musieliśmy ją uwolnić. Tego dnia byliśmy już po walce z Ggantiją, która jej pilnowała i, z ciężko rannym młodzieńcem (zakochanym w niej awanturnikiem, który próbował ją odbić już dawno, ale złapany setki lat spędził w więzieniu w cytadeli),   zmierzaliśmy do zatoki Mgarr ix-Xini. Calipso miała tam mały domek z zapasami leczniczych ziół, które mogły uratować rannego. Okazało się (w naszej opowieści), że Gorgun Beach wzięła nazwę od joannickiego rycerza Gorguna, który tam poległ, ale jego duch i tak dalej. Czując zew przygody Gorgun radośnie podążył z n

Victoria i mały spacer

 28.10 pojechaliśmy do Victorii/Rabatu. Poszliśmy na przystanek do mariny, skąd wszystko odjeżdża - jest też przystanek bliżej hotelu, ale mieliśmy czas, a tam było nudno. Bilety kupuje się u kierowcy. Jak rozumiem, przejazd w tę i z powrotem kosztuje 2 euro od osoby. Względnie jest to ogólnie bilet całodniowy, tak było parę lat temu na Malcie. Co mnie zaskoczyło: autobus był zatłoczony, jechała kobieta z może ośmiolatkiem i małą dziewczynką, taka typu 4 lata, albo mniej. Nikt jej nie ustąpił. Nikt, a na gozańskich zakrętach utrzymanie w pionie dzieciaka, który nie potrafi solidnie się trzymać, to wręcz niemożliwość. Kobieta siedząca blisko mnie zachwycała się małą, gadała do tej matki, robiła dziewczynce zdjęcia, a nie dała im siąść na swoim miejscu, naprawdę. W końcu ja wstałam, choć doprawdy, mnóstwo młodszych osób miało wylane. Mam wrażenie, że RP byłoby inaczej. Acz dawno nie jechałam komunikacją masowego rażenia. Zwiedzanie Victorii - co za służalczość, zmienić nazwę stolicy na c

Opłynówka

Sala śniadaniowa w Grand Hotelu ma okna na słońce i zatokę z mariną, czyli widok jak z pokoju, bardzo ładnie. Śniadania standardowe, bufet, w zasadzie codziennie to samo, ale spoko. Tylko herbata fatalna. Przynosili ją już zaparzoną, w dzbankach i nie było żadnego wyboru, jak na kolonii. Zaniżała poziom. I tylko raz były świeże owoce. Innych uwag nie mam, przyzwoicie. Poszliśmy nad basen zewnętrzny - też super widoki. Czilautowaliśmy tam do 13tej, bo poprzedniego dnia, w dość zapadłym biurze wycieczkowym przy marinie, wykupiłam nam na 14tą opływanie Gozo plus Blue Lagoon na Comino. Przy okazji udało mi się wygrzebać z posezonowej sterty szmat kąpielówki dla H. Kremu z filtrem postanowiłam nie kupować, bo były jakieś podejrzane, nieznanych mi firm i i tak musiałabym zostawić przed wylotem. Strzaskaliśmy się w związku z tym na czekoladę, ale niech już będzie, raz. Dobrze, że choć te kąpielówki znalazłam. Żal byłoby, gdyby H. nie skorzystał z morza (ma 183 cm i włosy w różnych miejscach

Wrocław - Mgarr

Spałam niespokojnie, bo, jak zawsze, gdzieś z tyłu głowy obawiałam się, że żaden z licznych budzików nie zadzwoni i. W efekcie wstałam godzinę przed czasem. M. zawiózł nas na lotnisko i od razu pojechał, a my, ponieważ mieliśmy tylko bagaż podręczny, stanęliśmy w kolejce do kontroli bezpieczeństwa. Nim dostąpi się zaszczytu wybebeszenia plecaka z laptopa, powerbanku, komórek, saszetek z kosmetykami i: "Co to jest to dziwne?" (pusty termos), sprawdzane są pasażerom dokumenty i bilety. Dramat. Co się wyrabiało. Histeryczne przeszukiwanie toreb, wyjścia z kolejki. Te ciężko ranne przeloty, to po prostu zło. Napełniwszy termos wrzątkiem w celu zaparzenia rumianku udaliśmy się do gate'u, gdzie H. miał niesamowitą atrakcję w postaci obserwowania, w czym lepiej mają podróżni, którzy wykupili pierwszeństwo wejścia na pokład. Zostali jako pierwsi przepuszczeni przez gate, to prawda. Ale już po chwili, czekając na możliwość wyjścia z budynku, staliśmy obok nich w tym samym koryta

Wstęp do Gozo

W związku ze Świętem Zmarłych H. miał długi weekend (sobota - wtorek), więc postanowiłam gdzieś nas wyjechać. Priorytetem było, żeby na sześć dni, a nie standardowe siedem, żeby był nieobecny przed świętem, ale wrócił do szkoły wraz ze wszystkimi - jeszcze nie do końca mam wysondowane reakcje jego wychowawczyni i nie chcę przegiąć.  Wygląda na to, że baba ma zoom na wagary i usprawiedliwianie przez rodziców dzieciaków, które tym zgrzeszyły. Np. z góry zapowiedziała, że jeśli rodzic napisze usprawiedliwienie nieobecności po czasie, to go nie uzna. Oznajmiła też, że uznaje usprawiedliwianie z powodu choroby pod warunkiem, że ta trwa do tygodnia. Nie wiem co, jeśli uczeń jest chory dłużej. Przychodzi o północy do jego domu i dusi całą rodzinę, czy jak? W każdym razie doszłam do wniosku, że możemy zaryzykować zerwanie się z lekcji powiedzmy z trzech dni przed długim weekendem, że niby wcześniej pojechał, ale lepiej, żeby po święcie stawił się wraz ze   wszystkimi. Bardzo mi to zawęziło ofe

Kolonoskopia ze szczegółami

 Następną atrakcją była kolonoskopia. To moja pierwsza, więc wrażeń sporo. Zdecydowałam się na nią, bo lekarz w szpitalu rzekł, że jeżeli ból brzucha nie ustanie, powinnam, szczególnie, że od pięćdziesiątego roku życia i tak jest zalecana. Oraz bo I. o niej marudziła. Żadne z badań, które wykonałam do tej pory, nie wyjaśniło co właściwie i czemu mnie boli, więc no dobra. Co prawda byłam przekonana, że kolonoskopia też niczego nie wykaże, najwyżej znajdą mi jakiś jeden mały polipek i od razu go usuną, ale powiedzą, że nie on zawinił. Niech to jednak będzie, żeby się wszyscy odczepili i nie dziamgali, że coś zaniedbałam, bo po tej akcji ze szpitalem stale ktoś zawraca mi głowę, jak się czuję. Normalnie. Czasem lekko mnie boli, nie mam o czym gadać. Taak, wieem, po prostu się troszczą. Zapisałam się zatem w InterMedicalu, którego nie znoszę, do lekarza, którego nie lubię, ale to małe miasto i nie ma wielkiego wyboru, a on jest dość profesjonalny, robił mi już gastroskopię. Prywatnie, bo p

Wowa ze Lwowa

  Z Wową było tak, że najpierw się pojawił u Julii. Tam jest głównie inny asortyment, ale ma kilka anglo- i niemieckojęzycznych tarotów (ja mam tyko polskie, zdecydowanie lepiej się sprzedają). Wowa był zdeterminowany nabyć erotyczny (eufemizm) tarot Manara , który jest dostępny tylko po angielsku. Pogadali, Julia sprowadziła karty, kupił, przyszedł znowu, powiedziała o moim sklepie, że większy wybór i tak dalej i tak trafił do mnie. Zapytałam, czy wróży tylko znajomym, czy robi to także za kasę, a jeśli nie, to czy by chciał. Opowiedziałam, że kołobrzeska tarocistka, jedyna w mieście, przeszła już na emeryturę - nie mówiąc o tym, że dobrego słowa o jej działalności nie słyszałam - i że jest naprawdę duże zapotrzebowanie na kogoś, kto przejmie pałeczkę. Moje klientki pytają i już dawno szukam. Najlepiej, gdyby mógł przychodzić do nich, bo bledną na myśl o przekroczeniu granicy uzdrowiska (tory) i udaniu się do miasta. Że musiałby dokładnie mi powiedzieć, czym się zajmuje, jaki ma zakre

Wróżka

Siostry około sześćdziesiątki. Jedna dojrzała do zakupu tarota. Miały to być jej pierwsze karty, więc wyjaśniałam, na czym rzecz polega, jak ważne jest bhp i tak dalej. W tym czasie weszła inna kobieta, przeglądała książki. Wtem: "Tarot pani kupuje? To mi pani powróży! A, dopiero będzie się pani uczyć :/ A ma pani takie możliwości? Ja to pani sprawdzę. Niech pani da rękę. Nie musi pani, oczywiście, no, niech pani da. O, to nie jest pani ostatnie wcielenie. Tu widzi pani, te linie (na dolnej części tej poduszki pod kciukiem, ta bliżej przegubu), to jest to, co było. Nie, nie doświadczenia życiowe, hoo, ho. To jest to, co pani nagrzeszyła. A tu to, co będzie (linie na części tejże poduszki, ale już wyżej, bliżej dołu kciuka)". Pani od tarota już w szoku, bo miała tam linii mnóstwo i głębokich, więc wyszło, że istna caryca Katarzyna z niej. Siostra pomału wycofywała się do drzwi, ta chciała za nią, ale ależ. Nie było tak łatwo, bo wróżka mocno ją trzymała za rękę i: "Pani