Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2024

Murzyńska łazienka

V. ma dobrego znajomego, znajomy ma żonę, żona reikuje. Pan jest przeciw, ponieważ uważa, że jeśli reiki polega na przepływie energii, to choroby, obciążenia, które odczuwa osoba reikowana, mogą przejść na osobę reikującą (jakby zarazić ją). Jakaś ich znajoma reikówka umarła na raka, jedna z koleżanek V., bioenergoterapeutka, też się zwinęła, więc utwierdził się w przekonaniu, że praca z energią, to zło i zabronił żonie wykonywania zabiegów. Przez pewien czas faktycznie się powstrzymywała, potem zaczęła robić je potajemnie, w końcu jawniej. No ale ten panikuje. W związku z tym V. zapytała moją matkę, toruńską M. i mnie, co sądzimy, bo znajomy pyta ją o zdanie, ona ma zadecydować, czy żonie wolno reikować. Też się V. trafiło, dzięki :-/ Oficjalne stanowisko reiki jest w tej kwestii jednoznaczne - stosując odpowiednie bhp jest się całkowicie bezpiecznym. Reikowanie tylko za zgodą, oczyszczenie przed zabiegiem i odcięcie po załatwia sprawę. Nie daje się swojej   energii, tylko tę z ze

Co będzie z Polską

Zadzwoniła toruńska M. i: "Słuchaj, bo wymiękłam. Siedzę w pracy i dostaję od niego takie: "Hej, będzie teraz tak, że za każdego lodzika, którego mi zrobisz, wrzucę do słoika zeta. I za rok na święta kupię ci prezent za to, co się uzbiera". I się obraził, że nie odpisałam. Nagabywał, ja nic, aż w końcu mi pisze: "Co, żart się nie spodobał?". Matko, z kim ja sypiam?!" Odpisałam, że jest w necie takie forum, na którym ludzie opisują powody rozstań i chyba tylko tam się ta akcja nadaje. Zapytałam o zdanie na temat wyczynu tego koleżki różnych dostępnych facetów - sto procent facepalm . * R. nagrywa mi płyty z muzyką, której nie ma, w sensie, nie można tego nigdzie kupić i tak dalej. Hang drum, mantry, agmy w określonych wykonaniach. Czasem ktoś z przyjaciół przysyła via WhatsApp coś, czym się zachwycił i...  Jakiś czas temu poprosiłam R. o nagranie mantry nirvany w trzech egzemplarzach. jeden dla mnie, drugi dla naszej zaufanej bioenergoterapeutki, trze

Osoby

Jechaliśmy tym Malczewskim do K-gu i nudy nie było. W przedziale mieliśmy bowiem dwie panie z Nakła i dwóch panów. Panie, to matka z córką. Układ taki, że do każdego, każdziuteńkiego tematu, który poruszyła matka, córka musiała wyjść z kontrą. Czy szło o klucz do furtki, czy o rodzaj twarogu, który jest najlepszy do sernika. Córka zaciekle walczyła za każdym razem. Matka próbowała jakoś tam argumentować, ale odpowiedzią zawsze było po prostu, że nie, że to głupie i koniec, ma być tak, jak córka rzekła, bo tak rzekła, koniec. Rety, że tej matce w ogóle się chciało odzywać, gdzieś z tą córką jeździć, brr. Panowie też byli świetni. Nie chciało im się wychodzić z przedziału na czas rozmów telefonicznych, więc chcąc nie chcąc poznaliśmy całkiem dokładnie ich sytuację osobistą. Jeden jechał do Białogardu, żeby tam rozpocząć nowe życie. Zakończył pobyt w ośrodku odwykowym dla narkomanów i z jedną torbą ruszył na północ uznając, że zmiana środowiska pomoże. Wynajął łóżko w hostelu, planował

Oko

27.12 był dniem naszego powrotu do RP. Już wieczorem zaczęło się robić ciut dziwnie, ponieważ 24 godziny przed odlotem dostałam na mail bilet M., ale nie dostałam mojego i syna. Czekałam, w końcu napisałam, bo uznałam, że telefonu w wakacje.pl i tak nikt w święta nie odbierze. Odpisali, że jak bilety przyjdą, to będą. Nic nie mówiłam M., żeby się nie denerwował. Przed wyjazdem z Polski też musiałam monitować, żeby dosłali nam wszystkie. Nie może być z tym normalnie, prawda? Rano naszych biletów nadal nie było, a po śniadaniu mieliśmy przecież check out. Gdybym była w Atenach tylko z H., na pewno zostawiłabym bambetle w recepcji, żeby przez cały dzień ich nie taszczyć, ale M. bardzo zależało, żebyśmy wzięli wszystko, mieli swobodę i nie musieli już wracać do Delphi Art. No dobrze, niech będzie. Tym bardziej jednak musiałam wydębić na czas bilety lotnicze, bo gdzie potem miałabym je wydrukować? Wakacje.pl uspokajały, że przecież mogę na lotnisku okazać bilet w firmie elektronicznej, wi

Filopappou

26.12 nadal królowała rewelacyjna pogoda, ciepło, bezwietrznie. Koszulka na ramiączkach. Super, bo prognozy były mniej optymistyczne. Wczorajszego dnia jakimś cudem udało nam się   nie poprzeziębiać (po 5 tys. mg witaminy C na głowę), więc teraz pełni radości i słońca wraz z tysiącami ateńczyków wyruszyliśmy na spacer w okolice agory. Stamtąd na pagórek Areopagu .  Wszyscy idą tam fotografować się z Akropolem w tle oraz na zachody słońca. Nie ma ogrodzenia, biletów. Miłe miejsce, tylko tłumne, ale można znaleźć swój kawałek. Posiedzieliśmy długo. Schodząc pokręciliśmy się, w dosłownym znaczeniu, bo mają tam bardzo zaułkowe zaułki, po Anafiotice . Zaskoczyła mnie. Spodziewałam się, że jest większa i że jest zadbana. Że same buticzki, knajpki, galeryjki z obrazami, pamiątkami. Że nikt normalnie już tam nie mieszka, tylko że czesze się tam kasę z turystów. Absolutnie nie. To kompletnie niekomercyjne miejsce. Niektóre z domków są opuszczone, inne zamieszkane, ale wyraźnie przez wcale n

Kiesariani

Przed świętami oglądaliśmy głównie biletowane miejsca, ponieważ wiadome było, że 25 i 26 grudnia będą one pozamykane. Ciekawie było natomiast ze sklepami. Prawie wszystkie czynne, podobnie jak knajpki. Całkiem inne podejście, niż u nas. Cukiernie, butiki, bary, spożywczaki, restauracje, wszystko zapraszało. Ulice tętniły życiem. Sprzedawcy i restauratorzy wyszli ze słusznego założenia, że skoro ludzie nie będą musieli iść do biur i fabryk, chętnie spędzą czas na mieście, zamiast kłócić się za stołem. Dlaczego w RP tak nie ma? 25.12 wymyśliłam, żeby podjechać do klasztoru Kiesariani   i tam pochodzić po zboczu Imitos , zwanym także Hymet (taa, Grecy są dziwni) . Gdybym wiedziała... Gdyby babcia miała wąsy. OK, od początku: Metrem podjechaliśmy jak daleko się dało od centrum, a następnie M. zamówił Ubera. Btw okazało się, że w sumie można było zamówić go od razu spod hotelu, ponieważ różnica w cenie przewozu wynosiła tylko 2 euro. Podjechał imigrant, który nie rozumiał ani słowa po

Morze

Wigilię (niedziela) rozpoczęliśmy od obejrzenia rzymskiego forum . Tak, mają takie w Atenach. Zbudowano je, ponieważ starą agorę tak zastawili pomnikami, że przestała być funkcjonalna. Śmiesznie. A może chodziło o podkreślenie prestiżu nowej władzy, jak z Łukiem Hadriana ? Potem pojechaliśmy nad morze, do Glyfady. Ogólnie nie warto. No owszem, atmosfera kurortu, ale poza tym straszny hałas samochodów, bo nie mają żadnej obwodnicy, a plaża fatalna.  Porozglądaliśmy się, posiedzieliśmy na murku w marinie, wzruszyliśmy ramionami i wsiedliśmy w autobus jadący dalej na południe, do Vouliagmeni . Szczęście, że te pięciodniowe bilety są na   wszystko ważne i że nadal była rewelacyjna, krótkorękawkowa pogoda. Przeczytałam o V. w czyjejś relacji ze zwiedzania okolic Aten, brzmiało interesująco. Na około skałki, woda termalna, rybki z tych podskubujących martwy naskórek. Nie sprawdziłam tylko, czy to ma jakieś bilety, godziny, w ogóle. Tak na pałę pojechaliśmy, bo M. po prostu bardzo chciał nad

Słońce

23.12 zaraz po śniadaniu i zarządziłam wyjście do hali targowej (Centralny Rynek Komunalny). Mieliśmy ją kilka przecznic od hotelu, a uchodzi za atrakcję, no i lubimy hale targowe, można kupić świeże owoce, przyprawy, orzechy i inne takie lokalne.  Przedtem wstąpiliśmy jeszcze na chwilę krajoznawczo do kościoła świętego Konstantyna , który mieścił się na tym samym placyku, co nasz hotel i codziennie oglądałam go z okna. Te różnice. Ani skrawka ściany bez zdobień, wszędzie ikony, które każdy wierny po wejściu w progi kolejno całuje i wyłącznie woskowe świece. Super, pod względem zdrowotnym, bo te parafinowe - wiadomo, natomiast jest z ich powodu kłopot z sadzą osiadającą na obrazach, stiukach, freskach i ogólnie wszędzie. Może dlatego ledwo wierni, którzy przybyli na mszę, wrzucili do puszki monety, zapalili swoje świece i wstawili je do misy   z piaskiem, przyszedł kościelny i wszystko pogasił. Recykling i rozumiem szacunek dla wystroju, ale gdyby była tam moja świeca, chyba bym się zi

Dafni

22.12 dla odmiany pojechaliśmy do klasztorku Dafni pod Atenami, w stronę Skaramangi. Bo otwierają go dla zwiedzających tylko w niektóre dni, a potem miały być święta i całkiem nieczynne. Jechaliśmy metrem, a następnie autobusem, wytłukło nas trochę, bo to ich hamowanie z pełnego gazu do zera. Wreszcie wysiedliśmy i właśnie w tym momencie wysiały też światła na cztero-, czy ilutampasmówce oddzielającej nas od zabytku. W Grecji zdecydowanie nie ma idei ustępowania pieszym na pasach, o nie. Te tiry hamujące z piskiem opon i smrodem hamulców, bo przecież niedorzeczne, żeby ktoś chciał przejść przez ulicę, no jakże. Topsz. Znaleźliśmy nieco zrośniętą klasztorną furtkę i guzik, który trzeba było nacisnąć, żeby ktoś przyszedł otworzyć. M: "Hm, chyba nie jest to bardzo popularna atrakcja". ;-) Wstęp gratis, można robić zdjęcia, nie wolno niczego dotykać. Jest nieco spartańskie WC, żadnej knajpki. Klasztorek malutki, kościół takoż i pusty. W ogóle fajnie - była świątynia Apolla (