Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2023

Toruń

Jak widać po datach, informacje o samobójczej próbie Skąpego dostałam dzień przed wyjazdem. Gdybym wiedziała, jak się sytuacja rozwinie, od razu zajechałabym po Bibi. Na początku matka jednak tylko poinformowała mnie o zdarzeniu i tyle. Mniej więcej po Odrach gdy przedzieraliśmy się przez Bory Tucholskie, dostałam info, że będzie jechała, ale kiedy? No to spoko, może zdążę wrócić, nim coś się wyjaśni. Tymczasem dojechaliśmy do Kor. Zdecydowałam, że, jak często, zostawię u niej samochód. W miarę blisko wszędzie, parking dość bezpieczny, święty spokój. Nie chciałam u niej nocować, ponieważ udostępnia gościom straszliwie niewygodne łóżko, które podczas poprzedniego pobytu zadręczyło nam kręgosłupy.   Poza tym ona śpi w pokoju przy łazience, a ja zawsze wstaję w nocy, co najmniej raz. Nie da się nie obudzić, gdy ktoś korzysta z WC, wiem, bo tam mieszkałam. Skoro świt znów Kor wstaje i zaczyna pracę zdalną, a nie ma komfortu zrobienia sobie herbaty, czy przygotowania śniadania, poniew

Dereń

WhatsApp 23.09.23 Matka: Skąpy próbował popełnić samobójstwo. Zjadł dwa opakowania tabletek nasennych. Jest w szpitalu. Ja: (Facepalm) 24.09.23 Matka: Jak to będzie, ktoś przyjedzie po psa? Ktoś ze mną pojedzie? Czy mam wszystko sama ogarniać? Chcę wiedzieć. Ja: To jedziesz tam? Kiedy i na ile? Nie kazałaś kupić sobie biletu. Matka: Jadę na pogrzeb. Według lekarza to kwestia dnia. Ja: Ale to czekamy, czy jedziesz od razu? Matka: Czekam. Ja: OK. No to jak dasz hasło, zrobimy jak poprzednio, że dasz psa do biblioteki i albo ja, albo Julia po niego przyjedziemy. Żebyś nie musiała na nas czekać. Do pogrzebu, to jeszcze ileś dni. Bo zrobią go chyba córki, nie? Trudno, żebyś Ty, nie znając Gliwic, latała za sprawami.  Matka: Czyli jadę sama, pociągiem. Ja: Tak. A pies zostaje pod naszą opieką.  Matka: Biblioteka czynna do 16.00. Ja: OK. Ogarnę. No to czekamy. (Gest bezradności) 25.09.23 Matka: Kup mi bilet na dziś. Ja: Czyli dziś jechać po psa? Matka: Tak. Do 18.00. Ja: OK. Już wysyłamy bile

W drodze do Torunia

  24.09 (niedziela) wybraliśmy się z H. do Torunia. Jakie to jest śmieszne. Wiosną jęczałam i obrażona byłam, że muszę jechać, bo Kor przyjechała i politycznie było ją odwiedzić, skoro wymiksowałam się z przyjazdu do Holandii. A teraz sama wymyśliłam, że jedziemy i cała byłam radosna. H. mówi, że bo nie musiałam. Była śliczna babioletnia aura, więc postanowiłam wykorzystać dzień na małą objazdówkę. Najpierw zajechałam pod Świętą Górę Polanowską. Specjalnie sprawdziłam w necie, o której jest msza i potem (naiwna) zdziwiłam się, że nikt nie parkował na dole, tylko wszystkie auta wjeżdżały na górny parking, pod kaplicę. Tyle w temacie rzetelności informacji na stronie parafii. Czyli tak: nie dość, że z wizyty w kaplicy nici, to jeszcze cały szczyt buczał "Móóódlmyyy sięęę" i tak dalej. A tam w kręgu, tyłem do kaplicy, przodem ku przyrodzie, twardo ja, z rozłożonymi rękami, sprawdzająca swoje nowe osiągi w czerpaniu z cudownych miejsc. Do H.: "Jak wybiegną z widłami, to

Misy i gongi

Następnego dnia po reikowaniu zabrałam Julię do Shuumu na misy i gongi. Odbywał się festiwal "Cenne ciało, świadome ciało" i jedną z atrakcji była bezpłatna kąpiel w dźwiękach. Śmiesznie trochę - w drinkbarze, więc tu maty, ludzie leżą, a tu barman poleruje szklanki. Koncert fajny, ponieważ grały dwie panie, ta nasza stała kołobrzeska i druga, przyjezdna, zatem miały więcej możliwości. Co cztery ręce, to jednak. Przyszłyśmy wcześniej, bo słusznie podejrzewałam, że najlepsze miejsca szybko zostaną zajęte. Zachowałam czujność i mogłyśmy vipowsko rozłożyć się na matach. Wzięłyśmy własne śpiwory i poduszki, luz. W drugim półokręgu ludzie polegiwali na klubowych kanapach, maksymalnie rozłożeni. Trzeci krąg stanowili nieszczęśliwcy, którzy przyszli na ostatni moment. Pozostało im siedzenie na krzesłach, co w przypadku misowych koncertów jest kompletnym nieporozumieniem. Tradycyjnie kilka osób posnęło, ktoś chrapał. Julii też z raz się chrapnęło, ale na szczęście zaraz przekręci

Inicjacja

20 września poszłam do JuJing na czyszczenie kanałów chi, żeby być maksymalnie gotowa na inicjację reiki, na którą wybierałam się następnego dnia. Nawet faktycznie nie wypiłam ani pół lampki wina przez trzy dni poprzedzające wyjazd. I wieczorem zrobiłam sobie kąpiel w ostrożeniu. Jeśli już się bawić... Piękne lato było, niezwykłe. Jechałam na luzie, bo z zapasem czasu. Pod blokiem Ewy miałam dość czasu, żeby się jeszcze nagrać M. spanikowanej, że K. był pod jej nowym mieszkaniem, że ją znalazł. Wyśmiać ją w zasadzie, bo co za halo znaleźć kogoś, kto się wyprowadził, skoro nie zmienił miejsca pracy. Sherlocka nie trzeba. E. przywitała mnie miło, atmosfera domowa, buty zdjęłam, zaproponowała przejście na "ty", zrobiła herbatę. Zapytała, co mnie doprowadziło do reiki. Już jej to mówiłam przez telefon, kiedy umawiałyśmy spotkanie, ale skoro chciała jeszcze raz... Nie wspomniałam o matce. Nie chciałam. To by wszystko zmieniło. Kontekst. Wrażenie. Siłę tego, co mówię. Nie mów