Durna baba
Ach, bym zapomniała. Nie opisałam jeszcze akcji matka vs. Skąpy.
Zaczęło się od tego, że w październiku za długo u niej siedział. Zawsze przyjeżdża zmarnowany, wychudzony, zabiedzony,
ponieważ mieszka z córką, która wychodzi z założenia, że jeśli tata mówi, że
nie chce jeść, to nie chce i już. Matka podchodzi do tego inaczej, choć wcale
nie musi. Wie, że Skąpy jest żarłokiem i łasuchem, tylko ma restrykcyjną dietę
i nie wolno mu już jeść prawie niczego z tego, co lubi. Wysila się więc i
wymyśla, cuduje, podsuwa mu. Dokarmia go, poprawia mu formę, wyjeżdża kwitnący,
w zamian pozostawiając ją przemęczoną. Bo także ona jeździ po zakupy, sprząta,
pierze, prasuje. Na tym etapie on już głównie tylko jest.
Irytuje ją też, że nie ma z
niego pożytku w kwestii pomocy w domu oraz że już nie podróżują. Kiedyś
było inaczej, dużo wyjeżdżali, kawałek świata zobaczyła, a w życiu by się nie
odważyła bez niego. Bardzo jej też pomagał
w domu i w ogrodzie, ale aktualnie ma 87 lat, cewnik, krwiomocz i inne
atrakcje. Już przecież się z nią żegnał i umierał, ile tam, półtora roku temu?
Aktualnie Skąpy nie chce nawet chodzić na
spacery, bo cewnik go uwiera, pampers się przesuwa. Najlepiej czuje się w fotelu,
przeglądając artykuły w telefonie, albo na laptopie. To nie dla niej (młodszej
o 12 lat i nadal na chodzie). Ją trzeba zabawiać. Interesujące, bo ojciec w życiu
tego nie robił. Drzemał, czytał, oglądał tv, albo tak po prostu siedział i
patrzył w przestrzeń, a wyciągnąć go z domu, to był istny cud. Ale to był ojciec,
inne kryteria.
OK, więc Skąpy był długo w
październiku, odetchnęła, kiedy wyjechał i liczyła na to, że szybko nie przyjedzie
ponownie. Tymczasem on zapowiedział, że wróci zarutko, odwiedzi groby
rodziców i prosto stamtąd przyjedzie do niej. Zamiast mu powiedzieć wprost, że
jest zmęczona, czy coś, liczyła, że jego plan nie wypali sam z siebie. A tu się
Skąpy faktycznie pojawił. Matka już wkurzona. Rzekła, że jedzie do Kgu. Wie, że
Skąpy bardzo nie lubi być w Kgu, więc nie wiem, liczyła, że wróci do siebie? Chyba
nie, boć przejechał z Gliwic, więc... Że zostanie sam na wsi? Chyba też nie, bo
kto by go tam obrabiał.
Przyjechali i narastał
konflikt. Ona przez całą dobę ma włączony tv i to głośno, bo ma aparat
słuchowy, który działa tak se. Śpi przy telewizorze i tak dalej. On telewizji
nie ogląda w ogóle, a hałas mu przeszkadza, zatyka uszy dłońmi. Kiedy są na
ranczo, może iść na drugi koniec domu, na piętro i ma spokój. W malutkim
mieszkanku w porcie nie ma gdzie się schować. W mniejszym pokoju jest tylko
łóżko, więc może ewentualnie usiąść na jego brzeżku i tam sobie siedzieć. Ona z
fochem, na to zakrywanie uszu, na jego niechęć do spacerowania i że nawet nie
chciał iść do RCK-u na coś tam, bo źle się czuł. Jakby nie rozumie, że 87 to
nie jest 75. Dziaduszek świetnie się trzyma, obiektywnie patrząc. Jest w stanie
ogarnąć wszystko wokół siebie i jest fantastycznie sprawny umysłowo. Matka widzi jednak tylko jego wady.
Byłyśmy u nich z wizytą po
sklepie, matka się wyzłośliwiała. Ma taką metodę dopiekania innej osobie, że
opowiada o niej złośliwości komuś trzeciemu. Przy niej oczywiście. Robi to tak,
jakby tamtej obgadywanej osoby nie było obok. I niby to jest mówione
półżartobliwym tonem, z uśmieszkiem, ale potrafi być naprawdę przykre.
Gadała, gadała, w końcu Skąpy do mnie: "Wiesz, Mig, twoja mama ostatnio zrobiła się jakby złośliwa". Nie wytrzymałam i wybuchłam szczerym śmiechem, bo nawet wobec niego od zawsze była wredna, nie mówiąc o reszcie świata. Niejednokrotnie dziwiłyśmy się z Julią, że jak ten chłop w ogóle znosi jej docinki.
Ja: "Panie Skąpy, mama
zawsze była mega złośliwa!".
Skąpy, ze szczerym
zdziwieniem: "Taak? To ja tego dotąd nie zauważałem".
Cóż.
Podczas kolejnej nasiadówki u
matki rozmowa jakoś tak zeszła, że opowiadałam o "porwaniach". Kiedyś
zorganizowałam małżonkowi weekendowy wyjazd niespodziankę. Młody miał treningi
i nocowankę na aikido, odwieźliśmy go tam, a następnie oznajmiłam M., że wcale
nie wracamy do domu, tylko jedziemy w Stołowe. Hotel już zabukowany.
Zorganizowałam też kiedyś "porwanie"
Julii, na jej urodziny. Zaproponowałam, że pojedziemy zobaczyć Patelnię w Dźwirzynie.
Stanęłyśmy pod Havetem, otworzyłam bagażnik, pokazałam Julii nasze torby
(pamiętałam nawet o jej lekach) i rzekłam, że najpierw się zameldujmy, wydma
potem.
Skąpy, będąc świadomy, że
jego notowania drastycznie spadają, podchwycił ideę. Nie odważył się aż wywieźć
gdzieś matki bez przygotowania, ale dzielnie zarezerwował noclegi w Unitralu w
Mielnie i dopiero jej o tym powiedział. Już tam kiedyś byli, bo na bodaj 70te
urodziny matki wykupiliśmy jej tam pobyt i pakiet do spa, a on zabrał się z
nią.
Była zachwycona. Napisała mi,
że co za niespodzianka, że stanął na wysokości zadania i tak dalej. Dobry humor
miała przez jakieś pięć minut po dotarciu na miejsce. Po pierwsze, wynajął
zwykły dwuosobowy pokój, a nie apartament, albo dwa oddzielne pokoje, więc co z
telewizorem w nocy? Ona nie może bez tego zasnąć, a kiedy wreszcie zaśnie,
chrapie. Jego to budzi, więc zaczyna klaskać, żeby przestała. Ona się budzi,
idzie do łazienki i tam czyta. On zasypia głębokim snem, ona wraca, próbuje
zasnąć, a gdy jej się uda - chrapie. Poza tym wykupił tylko noclegi i posiłki, a
jej samej nie stać na spa, więc foch i żałoba.
Pewnie myślał, że strefa
relaksu z basenem solankowym, jacuzzi, saunami i tak dalej jej wystarczy.
Naiwny.
No nic, jakoś przeżyła. Nastał
pamiętny dzień powrotu. Akurat był listopadowy atak zimy, ten sam, podczas którego
Wowa rwał sobie ścięgna w udach. Napisała mi, że wyjeżdżają z Mielna, drogi w śniegu,
jadą pomału za odśnieżarką i że po drodze zajadą do Połczyna na herbatę, bo znajomi
Skąpego są tam w sanatorium. Wszystko wydawało się OK.
Potem dostałam dziwną wiadomość: "Kończę układ ze Skąpym. Pozwolę mu tylko przenocować i niech jutro jedzie". Odpisałam, że niech nie działa pochopnie. Jego wyjazd nie jest złym pomysłem, ale niech wymówi się raczej zmęczeniem, albo jakimiś planami, a nie pali mostów. Niech zaczeka ze dwa tygodnie, przemyśli.
Nie zadziałało,
jasna sprawa, przecież co ja tam wiem.
Jechali na to ranczo, już
chyba olawszy wizytę w Połczynie i po
drodze doszło do jakiejś masakrycznej eskalacji negatywnych emocji. Skąpy jest
naprawdę grzeczny i cierpliwy, jak go znam. Szczerze też zależało mu na
załagodzeniu złego humoru matki, skoro, mimo chorobliwego skąpstwa, szarpnął
się na Unitral (który tani nie jest). Chłopek ma swoje wady, ale przy okazji
jest miłym człowiekiem i myślę, że matka naprawdę musiała straszliwie mu dopiec.
W każdym razie następna
wiadomość, jaką dostałam (raptem dwie godziny po poprzedniej), brzmiała: "Skąpy
nawał mnie durną babą. Jeszcze nikt w życiu tak mi nie ubliżył. Wyrzuciłam go razem
z jego rzeczami i pojechał".
Uśmiałam się z tego
niemożliwie. Matka jest durną babą, bez dwóch zdań i najprawdopodobniej dlatego
tak strasznie się obraziła. Proszę zwrócić uwagę: jeżeli kogoś naprawdę
szczupłego nazwie się grubym, popuka się w czoło, albo wzruszy ramionami i już.
A jeśli powie się tak grubemu, obrazi się wielce. To samo z łysym, niskim, zezowatym,
czy jakie tam jeszcze można wymyślić wady. I pewnie tak samo z ową "durną
babą". Prawdę usłyszała, niewygodną, więc się obraziła śmiertelnie i
zachowała, jak durna baba, to znaczy wyrzuciła osiemdziesięciosiedmioletniego chorego dziadka, który już tego dnia przejechał w śniegu i ślizgawicy z Mielna
pod Wałcz, żeby się wynosił do Gliwic.
Natychmiast też chciała się
rozwodzić, zapomniała, że mają rozdzielność majątkową i panikowała, że on
weźmie na nich razem jakiś kredyt, umrze, a ona będzie to spłacać.
Dla Skąpego dobrze by było w
zasadzie, gdyby odkochał się, otrzeźwiał i machnął na matkę ręką. Niestety
jakoś nic z tego. Przysłał jej piękny bukiet kwiatów. Prychnęła, bo wywiedziała
się, że to jego córka załatwiła, nie on sam. Trochę dziwne to jest, ale ona ma
stały kontakt z tą jego córką, która u niego mieszka i się nim opiekuje. Mnie
korciło, żeby do niego zadzwonić, okazać mu wsparcie, ale uznałam, że nie,
ponieważ wcześniej lub później wieść o tym dotarłaby do matki. Skąpy wydzwania
do niej, raz przeprasza, raz się tłumaczy, kiedy indziej odwraca kota ogonem, całe
spektrum.
Ja: "No ale co ci po tej
aferze. Przecież to miło mieć z kim pogadać, wymienić się opowiastkami,
pojechać do kogoś, ktoś do ciebie, przytulić się, mieć wsparcie. Koleżanki ci
się wykruszyły, a teraz jeszcze to. Daj mu się przebłagać".
Matka: "Ja się dam przebłagać,
ale niech on błaga! A on skamle!".
I w zasadzie w tym miejscu
mogłaby opaść kurtyna, ale jeszcze. Ostatnio gdy była w Kgu, uprosiłam H., żeby
umówił się do niej na herbatę i pogaduszki, bo szczerze nie miałam ochoty
poświęcać na nasiadówkę u niej kolejnego wieczoru. Ileż można. Przychodź i
zabawiaj. Rozumiem, że ona się czuje samotna, ale ja właśnie wręcz przeciwnie,
z reguły nie zdążam nawet na czas położyć się spać. Poza tym jej bardzo nie lubię i zwyczajnie nie
chcę przebywać w jej towarzystwie. Dość, że do sklepu przychodzi i siedzi.
Zatem H. poszedł. Potem
wpadłam tam na chwilę ze sklepowymi papierami, młodego już nie było, matka z
dziwną miną i : "Miałam pogadankę wychowawczą".
Ja: "O. Co mu
mówiłaś?"
Matka: "On mi!
Reprymendę dostałam! Za Skąpego! Powiedział, że przesadzam, że jestem
przewrażliwiona, bo oni się tak w szkole wyzywają codziennie i zapytał, co
Skąpy powinien zrobić, żebym mu wybaczyła".
Ja: "No?"
Matka: "Powinien
przyjechać. Z wielkim bukietem kwiatów. I naprawdę pięęęknym prezentem".
No i proszę powiedzieć, czy
ona naprawdę nie jest głupia? Wahałyśmy się z Julią: dzwonić do niego? Doradzać
to? Machnęłyśmy ręką.