Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2022

Lato - odpryski

"Pojechałam z taką grupą z Facebooka na trip po Czarnogórze. Zanim wyjechałam, to pracownicy dałam namiar, mówię: "Zobacz, jaki to profil, żebyś w ogóle wiedziała, gdzie ja jestem, bo tych ludzi nie znam". Jak ich zobaczyłam, to jeny, jakbym ich matką była. Dwadzieścia parę, trzydzieści parę lat. Ale jak przyszło co do czego, to mówię: "Wstyd mi za was! Żebym ja wam musiała imprezy organizować?!" Kto miał głośnik? Tylko ja! A moje piosenki zostały hitami wyjazdu! Wczoraj córka z dziećmi była, pojechała do domu, a ja zostałam. A tak, zostałam i na tańce poszłam. Ale mnie się faceci boją. Za odważna jestem, a szybka, nie to tempo. Wchodzi taki i mówi: "A gdzie telewizor?". Ja doszłam do wniosku, że nie ma co sobie żałować i tak córce mówię. Nie ma na co czekać. Bo już widzę, że forma idzie do dołu." *** Rodzice: Ale Kaja, ten ci nie będzie pasował. On by musiał do łańcuszka być, a ty łańcuszków nie nosisz. To nie jest twój styl. Ten? Nie, ten jest

A., ty głupku

W poniedziałek 30 maja wróciliśmy z Izerów. H. przepakował się i 31.05 rano pojechał na trzydniową, klasową wycieczkę do Mostowa. Nic nie robili, nic nie zwiedzali, pogodę mieli pod psem, do kręgów w Grzybnicy wychowawczyni nie potrafiła znaleźć drogi, chociaż pisałam jej wcześniej, że chętnie poinstruuję. E tam. Zajęłam się sklepem i dopiero Julia zwróciła mi uwagę, że coś się chyba stało u A., koło którego sklepu przechodzę codziennie. W miejscu nieużywanych przez niego drzwi towarowych przykręcono prowizorycznie płytę paździerzową, a on od kilku dni nie otwierał. Zaczyna się sezon, wszyscy mają otwarte, więc hm. We wtorek wieczorem zapytałam właścicielkę najbliższej rybiarni, czy coś wie. Może miał włamanie i teraz siedzi całymi dniami na policji? Zmieniła się na twarzy i wydukała: "A. nie żyje. Powiesił się w sobotę. Na zapleczu. Około dziesiątej trzydzieści. Jutro pogrzeb". Pierwszy etap żałoby, to szok i niedowierzanie. Jak to? A.? Piękny, młody (34), zdrowy, przyna

Czertów Odpoczynek i Wielki Wodospad

Wymyśliłam, że w niedzielę zaczniemy wędrówkę od Szamalowej Chaty nad Bedrzichowem. Kiedyś był tam kłopot z parkowaniem, miejsca tylko dla gości, teraz jest płatny parking, można legalnie stanąć i iść. M. miał ochotę na piwo, szczególnie, że chwilowo zaczęło kropić, ale najechało mnóstwo rowerzystów (Izery są idealne na rower) i można było tylko pomarzyć o wolnym stoliku. Nałożyliśmy zatem kurtki i poszliśmy na Czarną Górę, Czertów Odpoczynek i Śnieżne Wieżyczki. Pięknie. Cisza, pustka, spokój, czasem słońce. M. był w tych miejscach pierwszy raz w życiu, ponieważ zawsze eksploruje Izery na rowerze, a tam są szlaki bardzo piesze. Po południu w chacie było już luźniej, ale w sumie nie podobało mi się. H. zwątpiony, bo znów kiepskie jedzenie. Zarządził poprawkę w świeradowskiej Kalamacie, gdzie zamówił pizzę i przynajmniej porządnie się najadł. W poniedziałek M. odmówił wychodzenia na szlak. Dwa dni zdecydowanie mu wystarczyły i jeszcze że te trasy takie długie! ;-) Wynieśliśmy się z ap

Górzyści

28.05 (sobota) zarządziłam wyjazd do Jakuszyc, skąd wszyscy troje poszliśmy od Chatki Górzystów i z powrotem. Można różnie, albo nawet zygzakami, szczególnie z Osmandem, więc spoko. Wspomniałam, jak to ładowałam na tym szlaku kilogramy kamieni do r-owego plecaka, w związku z czym M. co chwila jakiś mi podsuwał do oceny i deklarował, że też może nosić. Nie ma potrzeby, jeszcze mam zapas, ale nie chciałam mu sprawić przykrości odmową. Może myśli, że mamy z R. romans, czy coś. Co do aury, głównie nie padało, tylko było bardzo mokro, a ja po powrocie z Beskidów wcisnęłam górskie buty w taki zakamar garażu, że znalazłam je dopiero po powrocie z Izerów. Czyli w Izerach głównie miałam mokre nogi. Btw, rozwalające się adidasy ostatniego dnia po zejściu ze szlaku pożegnałam w Hejnicach na skwerze przed tym zwariowanym kościołem, co wiadomo. Ładne miejsce na emeryturę, uważam. Tyle razu byłam w Chatce , a nigdy dotąd nie jadłam tam naleśnika. Nie wiedziałam, że chociaż raz się powinno, że je

Wagary Izerskie

Długo nie wytrzymałam. W czwartek po egzaminie ósmoklasisty (26.05) zgarnęłam młodego i M., który świerkł u swojej matki i pojechaliśmy w Izery. Dziwnie wymyślono z tymi egzaminami. Dzieciaki do ostatniej chwili miały lekcje, jeszcze w poniedziałek, potem we wtorek, środę i czwartek egzaminy, stres przecież na max i w ogóle przyszłość się waży, a w piątek znów miały iść do szkoły. Mhm, na pewno. Prawie nikogo nie było ani w poniedziałek, ani w piątek, bez przesady. Takoż i ja odpuściłam młodemu i obiecałam wagary zaraz po. Co do M., to bardzo się zdziwiłam, że po wielkanocnych hockach wyczynianych przez swoją matkę tak szybko znów do niej pojechał, ale rzekł, że poczucie obowiązku, sprawy spadkowe etc. Baba nigdy nie była miła, a teraz wyżywa się na M. potrójnie, ponieważ tak naprawdę ma wielki żal, że to on przeżył. Umarł ten z synów, z którym miała zawsze dobry kontakt i z którym się rozumiała i umarł małżonek, z którym mieszkała i który ogarniał w zasadzie wszystkie codzienne sp