Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2023

Certyfikat

 Jak pisałam, robię na zamówienie personalizowane talizmany. Człowiek mówi, czego mu w życiu brakuje lub co chce ochronić, ustalamy, w jakiej formie chciałby to mieć (bransoletka, zawieszka, brelok, coś do powieszenia w oknie...). Myślę, robię, dodaję dokładny opis co po co i na co. Kosztuje to 88 złotych, czyli w normie.  Jakiś czas temu przyszedł koleś, na oko koło 30tki, ładny taki i spytał, czy dajemy certyfikaty.  Hm. Zależy na co. Na każdy kamyk "od krowy" nie mamy gotowych. Mamy na wyroby ze srebra, złota, na bursztyn, na lampy solne. Mogę też napisać inny, jeżeli potrzeba. Że sklep zaświadcza o autentyczności wyrobu i tak dalej. Ale jemu chodzi o certyfikaty na talizmany.  W sensie? Robię je sama, więc mogę napisać certyfikat, że to hand made, że mojego autorstwa, czy co tam potrzeba.  Nie, chodzi o to, czy dajemy gwarancję, że zadziałają. ?? Bo według niego oszukujemy starszych* ludzi. I on to zgłosi do UOKiK. Porobił zdjęcia. I tu stało się coś przedziwnego. Powinna

Kastracja

  Kiedy decydowałam się na Falkę, planowałam, że będzie się chowała el naturel, bez kastracji. Nie chciałam jej rozmnażać, ale uznałam, że żadne chirurgiczne interwencje nie wchodzą w grę. My mamy miesiączki i owulacje, suczki mają cieczki, luz. Jeszcze gdy kupowałam matce Bibułkę, specjalnie umówiłam się z właścicielką na dziewczynkę, żeby w razie czego mieć w domu dwie sunie i uniknąć problemów z kazirodztwem. Ze wszech stron zaczęły jednak napływać horrorowe historie o ropomaciczu. Yy?! Koszmar jakiś. I że na kastrację należy decydować się wcześnie, bo jeśli suczka ma już ileś lat, wykonywanie takiego zabiegu jest niewskazane, choć ropomacicze niemal pewne. Głupio tak być odpowiedzialnym za kogoś i musieć decydować, choć żaden wybór nie jest całkiem dobry. Byłam u wety przed cieczką młodej, radziła zgłosić się w trzecim miesiącu po, żeby Falka dojrzała emocjonalnie. No dobra. Szczerze, nie stało się tak. Podczas samej cieczki zachowywała się inaczej, ale kiedy hormony zeszły, wrócił

Izery magiczne

 Przed samym końcem wakacji udało się wreszcie pojechać w Izery. Znów przez większość czasu było, jak mawia R., magicznie, czyli mgły oraz padało. Dopiero ostatniego dnia śliczna pogoda. Nie lało jednak jak z cebra, więc daliśmy radę. Poza tym Izery zawsze są przepiękne, ponieważ ich pięknem jest nastrój, przestrzeń i pustka. Spodziewałam się obecności R. i małżonka, a może nawet toruńskiej M., więc wzięłam przestronniejszy apartament . Ma prawdziwie działającą saunę na podczerwień, co jest super. Bo do tej pory wszystkie sauny na podczerwień, w których byłam, nie robiły nic, a już na pewno nie grzały. Pierwszego dnia (28.08) wyjechałam skoro świt i bardzo źle mi się podróżowało, ponieważ miałam złą noc. Ekstremalnie niewyspana ledwo dotarłam na Smedavę. Naprawdę nie powinno się jeździć w takim stanie. No ale co. Młody spał przez całą drogę, z półminutową przerwa na wybieranie ogrodowego krasnala. Dygresja: Ostatnio dostał fazy na krasnala. Archetypowego, w spiczastej czerwonej czapce

Krótkie piłki

 "Wie pani, jak się rozwiodłem z tą swoją żoną, bo chciała, to różne paszczury były i już myślałem, że wszystkie, to są nie powiem co. I durne. No, zwątpiony byłem. I jak potem poznałem tę moją, jak to się mówi, kobietę, to ona była jak matka Teresa, tylko że się bzykała. Jak ona się bzyka, proszą pani! Ech... Trochę jej oczy otworzyłem, bo niewiele o świecie wiedziała i o seksie też, choć jest w moim wieku, ale teraz... Moja kobieta, powiedziałem, e tam, moja kochanka to jest, moja dupa. Ja tak czasem za dużo powiem, ale się pani nie gniewa. To da pani to serduszko. Trzysta złotych, sumienia pani nie ma. I od tego jakaś taką fikuśną torebeczkę. Ona jest... Ech... Może to też dlatego, że mało mamy czasu dla siebie, więc jak już się widzimy, to to wszystko tak aż..., pani mnie rozumie, żeby razem..., tak mocniej..., żeby..." *** "Widzę, że ma pani wahadełka. Ja też miałam kiedyś. Ojciec umarł i ja wzięłam jego wahadełko. Ale go nie oczyściłam, ani nic, bo nie wiedziałam.