Murzyńska łazienka
V. ma dobrego znajomego, znajomy ma żonę, żona reikuje. Pan jest przeciw, ponieważ uważa, że jeśli reiki polega na przepływie energii, to choroby, obciążenia, które odczuwa osoba reikowana, mogą przejść na osobę reikującą (jakby zarazić ją). Jakaś ich znajoma reikówka umarła na raka, jedna z koleżanek V., bioenergoterapeutka, też się zwinęła, więc utwierdził się w przekonaniu, że praca z energią, to zło i zabronił żonie wykonywania zabiegów. Przez pewien czas faktycznie się powstrzymywała, potem zaczęła robić je potajemnie, w końcu jawniej. No ale ten panikuje.
W związku z tym V. zapytała
moją matkę, toruńską M. i mnie, co sądzimy, bo znajomy pyta ją o zdanie, ona ma
zadecydować, czy żonie wolno reikować. Też się V. trafiło, dzięki :-/
Oficjalne stanowisko reiki jest
w tej kwestii jednoznaczne - stosując odpowiednie bhp jest się całkowicie
bezpiecznym. Reikowanie tylko za zgodą, oczyszczenie przed zabiegiem i odcięcie
po załatwia sprawę. Nie daje się swojej energii, tylko tę z zewnątrz, nasącza się nią najpierw siebie, a dopiero
potem ładuje się nią reikowanego, więc po zabiegu jest się naładowanym w stu
procentach. Odcięcie powoduje, że nic nie ma prawa przepłynąć pod prąd. Można
reikować wszystkie sprawy i choroby, odmiennie niż np. przy uzdrawianiu
pranicznym, gdzie z zasady nie tyka się osób z nowotworem, bo prana ma słabszą
ochronę.
Wg mnie każdy kij ma dwa końce,
różne się już rzeczy widziało i nic nie jest do końca czarne, albo białe, więc osobiście
nie wzięłabym odpowiedzialności za "reiki jest całkowicie bezpieczne".
Nic nie jest, nawet oddychanie. Wiem natomiast, że jeżeli kobieta odczuwa tak
silną potrzebę pracy z energią, to jeżeli z kategorycznego rozkazu małżonka
zrezygnuje z niej, naprawdę może ciężko zachorować. Bo będzie miała nałożoną
blokadę i gdzieś się to odłoży. Tak już jest. Psychosoma.
*
Nawiasem mówiąc. Przyszła klientka
po kursie misowania. Opowiedziała, że robi seanse, na razie tylko przyjaciołom
niby, ale już zaczęły się dziać okropne rzeczy. Zdrowie jej gwałtownie siadło,
sprawy osobiste zaczęły się walić, z każdej strony fuj. Zakończywszy
pielgrzymkę po lekarzach i tak dalej, trafiła do bioenergoterapeuty. Przeskanował
ją energetycznie i złapał się za głowę, że ile podczepów. Teraz je z niej
zdejmuje, ale kazał absolutnie natychmiast kupić i nosić oraz kłaść między sobą,
a misowanymi szczotkę ametystową i kryształową.
Kupiła, potem wróciła jeszcze po turmalin, który za pierwszą bytnością jej pokazałam, zaczęłyśmy bardziej gadać. Zapytałam, jakie metody ochrony energetycznej stosowała, że tak kiepsko wyszło. A ona, że żadnych, ponieważ przed wejściem w świat mis w ogóle nie miała do czynienia z energiami, a na kursie uczyli tylko, co która leczy i jak grać. O bhp nie powiedzieli ani słowa. JAK TO?! Jak w ogóle można? To jakby ktoś prowadził kurs jazdy autem i nie powiedział kursantom, że trzeba zapinać pasy, włączać światła i kierunkowskazy. Masakra.
Kobieta na to, że jej bio też
był w ciężkim szoku i że ona nie wiedziała, że jest w ogóle na coś narażona,
ponieważ wcześniej w ogóle nic o tym
innym świecie nie wiedziała. Poszła na kurs, bo misy takie fajne i bo ładnie
brzdęczą i sobie kupiła i pomyślała, że zarabianie graniem będzie sympatycznym
sposobem na życie. Rety.
Opisywałam tutaj akcję z
upartą próbą drenażu na tym misowym seansie, kiedy telefon mi dzwonił. Okropne
to było i więcej nie pójdę. Żeby mi jakaś sucz próbowała ssać energię, jeszcze
czego. No ale ja byłam świadoma, co się dzieje. Zdziwiłam się, ale załapałam, co próbuje być mi robione i wiedziałam, jak się chronić. Acz nie było łatwo i relaks szlag
trafił. A tu laska jak dziecko we mgle. Nieświadoma. Taki lewy kurs, to wszak istna
krucjata niewiniątek. Jak tak można?!
*
Matka: "Kiedyś przez
pewien czas miałam tak, że na kogo spojrzałam, potykał się. To było okropne. Ja
patrzyłam na tych ludzi z życzliwością!, a oni się potykali".
I dziwić się potem, że facet
prowadzący rybiarnię na przeciwko jej sklepu, wolał mieć w lokalu ciemno i
ponuro, ale pozaklejał szyby folią, byle nie mogła się na niego gapić.
Serio taki miał powód, sam mówił, że jej nienawistny wzrok go przewierca. Bo
taka to ta jej życzliwość.
Wiecie Państwo, kiedy się ją
nieco zna, obserwuje... Na przykład teraz ma wielką pretensję do Skąpego, że
się popsuł. Nie może chodzić, więc już nigdzie razem nie wyjeżdżają i tak
dalej, nie jest atrakcyjny. Ileś razy, czyli nie, że jej się przypadkiem, od czapy,
wymknęło, palnęło bez przemyślenia, powiedziała: "Nawet zabić się
skutecznie nie potrafił!".
Ostatnio wykrzyczała mi też:
"Co ty, nie wiesz, po co ja wyszłam za mąż?!", w kontekście, że
przecież dla jego wysokiej emerytury, a ten ciągle żyje, wredny typ.
Niewychowany. Nie potrafi się przyzwoicie zachować.
Bo matka stale mi jojczy, że nie ma pieniędzy, więc co jakiś czas piszę o tym bratu. Że nie wiem, konfabuluje, czy nie, ale mówi, że jest biedna, więc niech brat zrobi, jak uważa, prześle jej kasę lub nie. On wtedy za każdym razem przelewa jej 10 tysięcy. Na co ona odstawia dramę, że wcale tego nie chce, że nie powinno tak być, ona chce mieć dosyć pieniędzy sama z siebie i foch. I w ramach tego mi wykrzyczała to o zamążpójściu.
Po czym
miejsca trwoni całą sumę ch. wie na co i znów jęczy.
Albo takie teraz. Ponieważ Skąpy
jej odpadł, a dawne przyjaciółki trzymają się z dala, szuka desperacko kogoś, z
kim mogłaby wyjeżdżać. Tylko, rzecz jasna, nie byle kogo, wiadomo. Na przykład
mój syn odpada, bo to by ją stresowało (że nieletni), ani nie z panią Ulą, bo
za prymitywna. I tak dalej.
Zaproponowała zatem przyjazd
do Kgu, w sensie użyczenie swojego mieszkania, znajomym z Piły. Ma nadzieję, że
poczują się zobowiązani i kiedy będą gdzieś się wybierać, zaproponują jej (albo
nie odmówią), by jechała z nimi. No OK, zawsze to szansa. Tylko, wiecie
Państwo, co usłyszałyśmy z Julią? Że: "Bez sentymentów z nimi. W ogóle się
nimi nie przejmujcie, bo przecież nie płacą za pobyt".
*
Przez matkowe rozjazdy od
początku stycznia mamy dwa psy, znaczy, dała nam pod opiekę Bibułkę. Łolaboga.
Znaczy, teraz już lepiej, bo w miarę do siebie przywykły i walczą tylko na
niby, polubiły się.
Początek był bardzo trudny,
bo od zawsze był pomiędzy nimi antagonizm. Od dnia kiedy przywiozłam maleńką
Bibi z Ciecholuba do Kgu, żeby następnego dnia zawieźć ją matce na ranczo. Potem
też, podczas każdego spotkania - wojna. No ale. Obecnie jest tak, że chyba
nawet się cieszą swoim towarzystwem. Czasem widzę, że jedna leży znudzona, a druga
podchodzi, zaczepia, szturcha. Gdy nic to nie daje, podkłada się, odkrywa
brzuch, nadstawia szyję, w znaczeniu: "No, chaapsnij mnie, daawaj, co tak
leeżysz". Ile nas to pracy wychowawczej kosztowało... Żeby czuły się
sprawiedliwie traktowane, jednakowo pieszczone i ważne, żeby szanowały swoje
miski, żeby się nie gryzły naprawdę, żeby nie szczekały bez sensu.
*
H. wrócił ze szkoły i: "Siedzimy
na infie. Naraz pani mówi: "Kto tak szeleści chipsami?! Jak zaraz
podejdę...!". Rozglądam się tak spod grzywki i widzę, że była naiwna. Oto Bartek,
z miną kota srającego na puszczy, stara się bezszelestnie powrzucać do plecaka nowe Lego Technik, którym zawalił ławkę". :-)
*
Mam remont łazienki. Mirki
powiedziały, że potrwa on dwa tygodnie, więc od razu celowałam w trzy i żyję
teraz nadzieją, że do piątku skończą. Tymczasem musieliśmy przenieść się do tego
apartamentu, który zajmowałam, nim kupiłam własne m. Trochę jakbym była w
gościach. Fatalnie tam śpię. Łóżko jest w złym miejscu, wiem to, ale już mi się
nie chciało przestawiać, bo to kolumbryna. Palę świece i łobodolistną, niemniej budzę się właściwie co godzinę. Na dwie noce pomogła lawenda, tylko. H.
całe ferie był we Wro lecz od niedzieli jest ze mną i oczywiście ma focha, że
nie ma oddzielnego pokoju. Niby wszystko wie, rozumie, ale wiadomo.
Szesnastolatek.
Mirki mirkowe. Szef z
pomocnikiem. Pomocnik sepleni, szef się z niego podśmiewa za plecami. Szef
straszliwie gadatliwy. Stale podkreśla, ile ma lat, w sensie, że jest wielce
stary i że pewnie góra rok pożyje. Jest o rok młodszy od Julii, w co nie chciał
uwierzyć. Fakt, że rzeczywiście nikt by z boku tego nie powiedział. Swoje nażył
intensywnie ;-), widać.
Teksty ma takie: "Pani
Mignono, dupa trąby nie ma, wyłączyli prąd, chuj, jadę do domu!".
Albo: "Pani Mignono, co to są za kafle?! To wyjdzie murzyńska łazienka! Murzyn w beczce przerdzewiałej mieszka!".