Opłynówka

Sala śniadaniowa w Grand Hotelu ma okna na słońce i zatokę z mariną, czyli widok jak z pokoju, bardzo ładnie. Śniadania standardowe, bufet, w zasadzie codziennie to samo, ale spoko. Tylko herbata fatalna. Przynosili ją już zaparzoną, w dzbankach i nie było żadnego wyboru, jak na kolonii. Zaniżała poziom. I tylko raz były świeże owoce. Innych uwag nie mam, przyzwoicie.

Poszliśmy nad basen zewnętrzny - też super widoki. Czilautowaliśmy tam do 13tej, bo poprzedniego dnia, w dość zapadłym biurze wycieczkowym przy marinie, wykupiłam nam na 14tą opływanie Gozo plus Blue Lagoon na Comino. Przy okazji udało mi się wygrzebać z posezonowej sterty szmat kąpielówki dla H. Kremu z filtrem postanowiłam nie kupować, bo były jakieś podejrzane, nieznanych mi firm i i tak musiałabym zostawić przed wylotem. Strzaskaliśmy się w związku z tym na czekoladę, ale niech już będzie, raz. Dobrze, że choć te kąpielówki znalazłam. Żal byłoby, gdyby H. nie skorzystał z morza (ma 183 cm i włosy w różnych miejscach, więc już nie uchodzi, żeby kapał się w zwykłych majtkach), a w Mgarr wcale nie ma mnóstwa sklepików z badziewiem dla turystów. Nie ma ich w ogóle.

Pan od wycieczki dokładnie pokazał, gdzie mamy czekać na łódź i jak ona wygląda, więc dużego stresu nie było. Łajba mała, klimatyczna, płynęło nas raptem dwanaścioro, plus kapitan i jego pomocnik. Żeby mieć z głowy, wykupiłam lunch, na który w zasadzie nic nie było, ale dali przepyszny chleb i oliwę i głównie tym się najedliśmy (chłopek ze zdziwieniem dokrawał tego chleba trzy razy).

Najpierw popłynęliśmy do Blue Lagoon.

Ani tam, ani nigdzie indziej nie dobijaliśmy do brzegu; do wody się skakało, więc to raczej nie dla bardzo małych dzieci. Na brzegu kłębił się tłumek i ryczała okropna muzyka, w związku z czym pozostanie w oddali jawiło się jako bardzo pozytywne, można się było ponapawać okolicą z dystansu. Woda w Błękitnej Lagunie, która nie jest laguną, tylko zatoczką, naprawdę jest cudownie lazurowa. H. się kąpał i głupkowato chował się przede mną, a ja starałam się nie spuszczać go z oka. Mógłby już mieć te 18 lat, naprawdę. Można było bezpłatnie wziąć z łodzi deseczki i makarony do pływania, maski i rurki były do pożyczenia odpłatnie. 

Opływanie Gozo polegało na zaglądaniu do grot - nieduże, ale to jest zawsze fajne, podpływaniu pod klify, podziwianiu formacji skalnych i jeszcze dwóch przystankach na kąpiel. Przy plaży Ramla i w zatoczce Dwejra. W tym trzecim miejscu H. już nie chciał pływać, szczególnie, że przestało być aż gorąco. 

Zatoka Dwejra, choć bez Azure Window, nadal jest bardzo malownicza i działa na wyobraźnię, szczególnie z powodu Fungus RockCała ta historia z Zakonem Maltańskim, wygładzaniem skał, kolejką linową i karą śmierci za próbę kradzieży grzyba...

Na początku, gdy słońce było za ostre, siedzieliśmy na dolnym pokładzie pod dachem, potem przenieśliśmy się na górę, gdzie przez większość czasu byliśmy sami. Położono tam materace, na których można było się wylegiwać i mieć poczucie większego obcowania z okolicą, przyrodą. Ogólnie fajna wycieczka, wypoczynkowa, bezstresowa, niewymagająca i przyjemna. Podobało nam się i polecam. Zagospodarowała nam dzień aż do pozachodu słońca. Żeby nie skłamać, chyba 65 euro/os., z czego pół kosztu zeżarł chleb z oliwą.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń