Inicjacja
20 września poszłam do JuJing na czyszczenie kanałów chi, żeby być maksymalnie gotowa na inicjację reiki, na którą wybierałam się następnego dnia. Nawet faktycznie nie wypiłam ani pół lampki wina przez trzy dni poprzedzające wyjazd. I wieczorem zrobiłam sobie kąpiel w ostrożeniu. Jeśli już się bawić...
Piękne lato było, niezwykłe.
Jechałam na luzie, bo z zapasem czasu. Pod blokiem Ewy miałam dość czasu, żeby
się jeszcze nagrać M. spanikowanej, że K. był pod jej nowym mieszkaniem, że ją
znalazł. Wyśmiać ją w zasadzie, bo co za halo znaleźć kogoś, kto się
wyprowadził, skoro nie zmienił miejsca pracy. Sherlocka nie trzeba.
E. przywitała mnie miło,
atmosfera domowa, buty zdjęłam, zaproponowała przejście na "ty",
zrobiła herbatę. Zapytała, co mnie doprowadziło do reiki. Już jej to mówiłam
przez telefon, kiedy umawiałyśmy spotkanie, ale skoro chciała jeszcze raz...
Nie wspomniałam o matce. Nie
chciałam. To by wszystko zmieniło. Kontekst. Wrażenie. Siłę tego, co mówię. Nie
mówiłam o tym jej chrzanionym guru i tak dalej. Ani, że mogłabym zrobić
inicjację u jej przyjaciółki stąd. Powiedziałam tylko, że od jakichś 30? lat
mam kontakt z reiki, bo liczne osoby z mojego otoczenia w nim są, że miałam
robione masaże i ogólną orientację. ale, że nigdy mnie do tego nie ciągnęło, bo
po co. Natomiast, że pracując od siedmiu lat w sklepie ezoterycznym, zetknęłam
się z przeróżnymi interesującymi sprawami, wiele się nauczyłam, wiele nowego
odkryłam, także w sobie. Stałam się dużo bardziej wyczulona na energię. I w
związku z tym chcę, po pierwsze, usystematyzować swoje możliwości. Po drugie,
nauczyć się lepiej nimi kierować, kierunkować je. Po trzecie, być może, móc
skuteczniej pomagać, skoro i tak to robię. Po czwarte, że może papierek kiedyś
się przyda.
Ostatecznym katalizatorem
była klientka, która jakiś czas temu zapytała: "No dobrze, ale tak
poza tym, to co pani robi?". Trochę mnie zatkało. Siedzę tu 7 dni w
tygodniu od 10.20 do 19 lub dłużej, tworzę świece, bransoletki i inne cudeńka,
gadam z ludźmi, wróżę, a ona wszystko to zbywa machnięciem ręki i pyta, co robię poza
tym? :-)
E. opowiedziała, jak z tym
było u niej i historię reiki. Każda z reikowych lektur zaczyna się
od tego, więc ciekawa byłam tylko, którą wersję E. uznaje i rozpowszechnia. Czysto
udokumentowaną, czy mityczną. Bramka nr 2.
Potem omawiałyśmy wielkie
prawa reiki. Jest tego pięć i, no, jak by to... Dobra, bez komentarza:
Właśnie dziś nie martw się
Właśnie dziś nie złość się
Szanuj swoich nauczycieli i
ludzi starszych
Uczciwie zarabiaj na życie
Bądź miły dla innych
Tłumaczenia są różne, więc
ciekawa byłam, czy E. zacytuje: "Właśnie", czy: "Chociaż",
bo to "Chociaż" strasznie mnie irytuje. Długo rozmawiałyśmy o złości.
Opowiedziałam jej akcję z kolesiem od talizmanów. Szczęściem wybrałam
mistrzynię, która nie jest, dosadnie mówiąc, słodkopierdząca. Bo np. ta
przyjaciółka mojej matki, która obrabia reikowo Kg i okolice, totalnie nie nadawałaby
się do takiej rozmowy.
Obie ostrożnie podeszłyśmy do
idei szacunku dla nauczycieli i osób starszych. Zapytałam, czy naprawdę
uważa, że wszyscy jej n-le byli godni szacunku. Czy wszyscy ludzie starsi od
niej, szczególnie ci, z którymi musiała obcować jako dziecko, od których była
zależna, byli warci pokłonów. Bo, rozumiem, że na Wschodzie jest inna kultura,
ale, sorry, w moim świecie bezwarunkowe szanowanie różnych dupków tylko dlatego,
że urodzili się wcześniej, absolutnie nie przejdzie. Przyznała mi rację
i opowiedziała o swoim (średnim) dzieciństwie.
Potem zrobiła ze mną
medytację. Bardzo ładnie po kolei czakry mi się pootwierały. Mam szczęście, że
one mi się potem same zamykają, nie muszę specjalnie się o to starać. Otwierają
się jak oczy, na chwilę.
Następnie odbyła się pierwsza
z czterech inicjacji. Obowiązuje specjalna procedura. E. umyła chłodną wodą ręce
do łokci, ja musiałam zdjąć całą biżu i wstać. Od chwili jej wejścia do pokoju
nie wolno było się odzywać. Pokłoniłyśmy się sobie ze złożonymi rękami, po czym
musiałam usiąść na ustawionym pośrodku pokoju krześle, ale tak, jak na stołku,
w sensie, że nie plecami do oparcia, tylko bokiem. Zamknęłam oczy. W sumie
chyba mi nie kazała, ale dla skupienia. M. mówi, że jej mistrzyni kazała. Trzymała
mi dłonie nad głową, nad karkiem, za plecami, przy oczach etc., a ja musiałam
mieć dłonie położone na piersiach. W pewnej chwili wzięła je i położyła mi na
kolanach, potrzymała je i z powrotem położyła na piersiach. Dmuchnęła na mnie 3
razy. Na szczęście czytałam o tym, bo przeczytałam wszystkie książki o reiki,
jakie mam w sklepie, więc się nie zdziwiłam. Na koniec lekko dotknęła
mojego ramienia, co miało oznaczać zakończenie inicjacji. Wtedy trzeba było
wstać, pokłonić się jej i powiedzieć: "Dziękuję za reiki".
W trakcie znów czakry, ale
już dużo szybciej przemknęły i potem fiolet, fiolet, fiolet.
Rozmawiałyśmy też dużo o ego.
No bo moje jest, wiadomo jakie i nawet specjalnie się z tym nie kryję, raczej
mnie bawi.
Kolejne inicjacje przetykane
rozmową, herbatą i pokazem skróconego masażu reiki, takiego na siedząco.
Temat czakr uznała, że możemy
w moim przypadku odpuścić, bo bez przesady.
Przy trzeciej inicjacji
poczułam się już trochę zmęczona, znużona, znudzona, że ciągle to samo.
Siedzenie z wyprostowanymi plecami i tyle.
E. przygotowała sałatkę, ale
wymówiłam się od razu. Miałam swoje zsiadłe mleko i migdały i starczy. Sałatka
miałaby albo majonez, albo groszek, albo seler, albo cebulę, albo kukurydzę,
albo jeszcze cokolwiek innego, co mi szkodzi, a głupio byłoby odmówić jedzenia mając
już talerz przed sobą. W każdym razie miło, że pomyślała. Ogólnie miła osoba.
Sprawdziła, czy nie mam
problemu z dotykiem, ponieważ zetknęła się z czymś takim. Że ktoś chce robić
reiki, ale nie wyobraża sobie, że miałby dotknąć klienta, bo jakieś blokady z
dzieciństwa, zły dotyk etc. Można wtedy trzymać ręce bardzo blisko drugiej
osoby, bez bezpośredniego kontaktu. Poleciła,
żebym położyła jej dłoń między piersiami, na sercu. Krótko ją tam trzymałam,
ponieważ stwierdziła, że dostała bardzo duże uderzenie energii, dostała
palpitacji i trochę się przestraszyła. Pytała, co ja czułam. Hm, że mam położyć
rękę, że czy dobrze, czy w tym miejscu. Skupiłam się na zadaniu i tyle. Nie
odczuwałam żadnych ezo sensacji. Powiedziała też, że wyczuwa bardzo silną
energię emanującą od moich pleców i z każdą inicjacją mocniejszą. Cóż, może bo
byłam u JuJing na tym oczyszczaniu kanałów?
Po czwartej inicjacji pokazała
mi pełny masaż, czyli że leżałam. W sumie mogła sobie darować, bo miałam
robiony tyle razy... No ale pewnie chodzi o procedurę inicjacji i tyle.
Na koniec była medytacja. E.
zaproponowała, żebym się położyła na kanapie, sama siedziała i gadała, gadała, gadała,
a ja starałam się nie zasnąć. Bo uwielbiam zasypiać gdy ktoś coś mi opowiada i pięknie
mi to zaraz wychodzi :-)
Ciekawa byłam, czy będę miała jakieś sensacje po fakcie. Pierwsze 3 tygodnie po zrobieniu pierwszego stopnia reiki uznawane są za czas oczyszczenia fizycznego. Czasem też emocjonalnego, ale jednak głównie ma być od strony fizycznej. Ludzie się przeziębiają (katar, to ponoć norma), wracają im na pewien czas wszystkie stare kontuzje i tak dalej. Reikuje się je i odchodzą, ale najpierw powinno być gorzej. Mogą też być dziwne akcje psychiczne, typu rozdrażnienie, mnóstwo łez, przeczulenie, przewrażliwienie i tak dalej. Acz raczej ich domeną jest czas po drugim stopniu. Proces pełnego oczyszczenia, to m.w. trzy miesiące, dlatego, wg E., drugi stopień powinno się robić dopiero po tym czasie, ale pierwsze trzy tygodnie mają być najintensywniejsze. Zdarza się jednak, że inicjowana osoba nie odczuwa żadnych niecodzienności.
U mnie był gwałtowny spadek magnezu i potasu. Takie, ziuump w dół, dosłownie zaraz
następnego dnia. Przez kilka dni musiałam jest duże dawki. Minęło i spokój.
Poza tym nic. Znaczy, Różne cuda się dzieją, ale nic, czego nie byłoby
wcześniej.
Nim pojechałam, Julia rzekła:
"Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz. Za taką kasę..." (650,- czas: około 6 h.), ale odpowiedziałam, że w
zasadzie nie ma takiej opcji. Co by nie było, będę zadowolona, ponieważ
zobaczę, jak to wygląda, czyli zaspokoję ciekawość, która mnie tam pcha i dostanę
certyfikat, na którym też mi zależy.
Wracałam przez Gryfice,
żeby zobaczyć, jak buduje się Hossoland.
Przy okazji Brojcach dostrzegłam strzałkę na kurhanów. Jeszcze nie byłam, ale
ku pamięci.