Lato - odpryski

"Pojechałam z taką grupą z Facebooka na trip po Czarnogórze. Zanim wyjechałam, to pracownicy dałam namiar, mówię: "Zobacz, jaki to profil, żebyś w ogóle wiedziała, gdzie ja jestem, bo tych ludzi nie znam". Jak ich zobaczyłam, to jeny, jakbym ich matką była. Dwadzieścia parę, trzydzieści parę lat. Ale jak przyszło co do czego, to mówię: "Wstyd mi za was! Żebym ja wam musiała imprezy organizować?!" Kto miał głośnik? Tylko ja! A moje piosenki zostały hitami wyjazdu! Wczoraj córka z dziećmi była, pojechała do domu, a ja zostałam. A tak, zostałam i na tańce poszłam. Ale mnie się faceci boją. Za odważna jestem, a szybka, nie to tempo. Wchodzi taki i mówi: "A gdzie telewizor?". Ja doszłam do wniosku, że nie ma co sobie żałować i tak córce mówię. Nie ma na co czekać. Bo już widzę, że forma idzie do dołu."

***

Rodzice: Ale Kaja, ten ci nie będzie pasował. On by musiał do łańcuszka być, a ty łańcuszków nie nosisz. To nie jest twój styl. Ten? Nie, ten jest za blady. Ten? Za duży, po co ci taki duży. Według mnie ten jest ładny. Tak, ten ładny jest, moim zdaniem. Ja bym ten wzięła. Czemu ten? Tamten był według mnie lepszy. Ty to będziesz nosiła, ale ten jest za blady, tamten ma lepszy kolor! Jak to dwa? Dwa nie. Wiem, że chcesz za swoje, ale nie bądź pazerna! Przecież dwóch na raz nie będziesz nosić!

Dla dobra młodej zaczęłam ignorować matkę i ojca i gadać wyłącznie z nią. Całkiem fajną, przytomną, tylko tak ściśniętą rodzicami, który w duecie siedzieli na niej, jak kruki, że ledwo mogła oddychać. Nadwaga, beznadziejne, za luźne ciuchy. Nic dziwnego, skoro bez przerwy krytyka. Pokazałam jej, że sama noszę trzy rzeczy na jednym łańcuszku (aglę, rodonit i czarny turmalin oczywiście), a na drugim spiralę czakr. I jest OK. Moda się teraz tak zliberalizowała... Oznajmiłam, że te precjoza mogą być zarówno na łańcuszku, jak na rzemyku, luz, blues, po czym zaczęłam opowiadać o właściwościach ametystu (równowaga hormonalna, antydepresyjny, bezpieczeństwo) i różowego kwarcu (miłość, także własna, samoakceptacja, harmonia, życiowy spokój), które wybrała.

Rodzice: Och, proszę pani, wszystko się zgadza, jej to jest wszystko potrzebne! Żeby choć jedna z tych rzeczy się stała, to już będzie bardzo dobrze!

Ja: ...

***

- A ten rytuał (Odprowadzanie zmarłych)? Na czym to polega? - Zapytała szczupła, wyprostowana jak struna pani w wielkich, ciemnych okularach.

Zaczęłam opowiadać o duszach, o bardo, o powodach, dla których czasem ktoś nie przechodzi na drugą stronę i jak można pomóc. Że w skład rytuału wchodzą określone przedmioty konieczne do jego przeprowadzenia, ale najważniejszy jest sam opis, żeby wiedzieć, co po kolei i jak. Że sama go robiłam niejednokrotnie, pięknie działa, i że bardzo zadbałam o wskazówki dotyczące energetycznego bhp przed, w trakcie i po.

- A dziecko?

- To znaczy? Odprowadzić można każdego, dziecko też.

- ... Kiedy umrze dziecko i nie możemy sobie z tym poradzić, odciąć się...

Jęk. Plotłam więc dalej trzy po trzy o spokoju duszy, bo co miałam zrobić, a kobieta stała i płakała. Bezgłośnie i bez komentarza.

Następnego dnia przyszła po ten rytuał. Już nie płakała, zdjęła nawet okulary. Dość długo rozmawiałyśmy. Starałam się być możliwie pozytywna, życzyłam wszystkiego dobrego i tak dalej.

Czasem w tej pracy jest naprawdę trudno.

***

"O, proszę pani, ja do bioenergoterapeuty jeździłam. Córkę noga bolała. Gdzie był jaki lekarz, to ja byłam, nic nie mogli pomóc. "Boli nóżka" i "Boli nóżka"! Poszłam, a on mówi: "Już to długo nie potrwa". No to myślę: "Co on gada? Jak ból może przejść?!" Pół roku minęło, znów u niego byłam, z czym innym, a on mówi: "A Marysi już nóżka nie boli". Myślę tak, myślę i nie, nic się ostatnio nie skarżyła. A on mówi: "Bo jej babcia na nóżce siedziała". Myślę: "Jak to? To była jej jedyna wnuczka! Żeby własna babcia tak?!" Pojechałam do domu, pytam córkę, czy ją noga boli, a ona mówi, że nie, tak gdzieś od pogrzebu babci jej nie boli".

***

Dziewczynka może pięcioletnia, mooże. Na przegubie czerwony sznureczek i koralik.

Ja: A jaki masz ten koralik? Jaki to kamień?

Dziewczynka mooże pięcioletnia: Czarny turmalin.

Ja: Naprawdę?! I kto ci to zawiązał?!

Dziewczynka mooże pięcioletnia: Mama.

Ja, ledwo się już powstrzymując: To jest dziwne. To jest BARDZO dziwne.

Mamusia była w typie "Księżniczka kontra plebs", więc rozmowa i tak nic by nie dała, ale, serio, jeśli nie chcą Państwo dostać ode mnie bury, proszę raz na zawsze przyjąć do wiadomości: dzieciom nie daje się czarnego turmalinu. Jest za mocny. Daje się kwarc różowy, chalcedon niebieski. Już ewentualnie kryształ górski lub kwarc dymny. Tyle. Jeśli zwykłą, zdrową, pogodną mooże pięciolatkę obwieszą Państwo czarnym turmalinem, to co dacie czterdziestolatce z prawdziwymi problemami, złośliwą sąsiadką, mobbingującą szefową, przemocowym mężem?

***

"A, nie, taki podobny, to ja mam, bardzo go lubię. Bo ja tu byłam kilka lat temu. Tu wtedy obsługiwała taka młoda pani. Miała na szyi taki piękny granat, on mi się tak podobał i ona powiedziała: "To ja go pani sprzedam", wie pani? I zdjęła go i mi sprzedała."

***

Pani, jak to się kiedyś mówiło "z pretensjami", czyli uważająca się za bardzo ach i wymagająca specjalnego traktowania, estymy. Przyszła obejrzeć złote pierścionki. To, śmo, po czym: "Khm, khm. No, powiem, że niczego mi to nie urywa".

Ciut się zjeżyłam. Można powiedzieć: "Jakoś nie są w moim stylu", czy po prostu podziękować, a nie. Spostponowawszy biżuterię zaczęła wyrzekać nad mydełkami z bursztynem. Bo ona kiedyś w Kgu kupiła i one tak pięknie pachniały. Tak pięknie! A te u mnie pff. Cóż, są robione ręcznie i mają najkrótszą możliwą listę składników, żeby nie alergizowały. Zapachy też mają naturalne, delikatne, a niektóre wcale, z przyczyn jak wyżej. Co więc odpowiedzieć damie, która nie chce słuchać o właściwościach, dobroczynnym działaniu, naturze. Dla której liczy się wyłącznie szczodrze przed tego lub owego producenta dolewany sztuczny koncentrat zapachowy. Niech idzie do Rossmanna, kupi mydło za 2 złote (nie za 24, jak u mnie) i będzie zadowolona. 

Jęczała, fumała, widać było, że tylko zawraca głowę i jeszcze negatywnie, męcząco. Przecież nie wiem, gdzie ona kiedyś kupiła sobie jakieś pachnące mydło. Nie tu. W końcu, żeby zamknąć sprawę i wrócić do swoich zajęć, których mam max dużo, podsumowałam: "To chyba nie jest sklep dla pani".

Nawet jej nie chciałam obrazić, jak raz. Po prostu skoro nic jej się tu nie podoba, to. 

Oo, jak się nafukała. 

Oo!

;-)

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń