Certyfikat

 Jak pisałam, robię na zamówienie personalizowane talizmany. Człowiek mówi, czego mu w życiu brakuje lub co chce ochronić, ustalamy, w jakiej formie chciałby to mieć (bransoletka, zawieszka, brelok, coś do powieszenia w oknie...). Myślę, robię, dodaję dokładny opis co po co i na co. Kosztuje to 88 złotych, czyli w normie. 

Jakiś czas temu przyszedł koleś, na oko koło 30tki, ładny taki i spytał, czy dajemy certyfikaty. 

Hm. Zależy na co. Na każdy kamyk "od krowy" nie mamy gotowych. Mamy na wyroby ze srebra, złota, na bursztyn, na lampy solne. Mogę też napisać inny, jeżeli potrzeba. Że sklep zaświadcza o autentyczności wyrobu i tak dalej.

Ale jemu chodzi o certyfikaty na talizmany. 

W sensie? Robię je sama, więc mogę napisać certyfikat, że to hand made, że mojego autorstwa, czy co tam potrzeba. 

Nie, chodzi o to, czy dajemy gwarancję, że zadziałają.

??

Bo według niego oszukujemy starszych* ludzi. I on to zgłosi do UOKiK. Porobił zdjęcia.

I tu stało się coś przedziwnego. Powinnam olać gościa, skoro wariat. Albo rzec, żeby poszedł robić awanturę w kościele, gdzie wierni wznoszą modły, ofiarowują wota i noszą krzyże i medaliki, które są takimi samymi talizmanami, jak moje. Tymczasem zagotowałam się, autentycznie. Zatkało mnie, a potem wybuchłam. Rzuciłam się na tego gościa z krzykiem. Kazałam mu się wynosić i mało brakowało, a czymś bym w niego rzuciła. Bez sensu. Że jak on śmie i tak dalej. 

Totalnie straciłam panowanie nad sobą. Naruszył moją strefę komfortu. Moje ego. Samozadowolenie, przekonanie, że taka jestem wspaniała, że pomagam i znam się na tym, co robię. Ludzie mi tu dziękują, ślą wdzięczne słowa, przynoszą podarki, a ten...  No, najwyraźniej zachwiał mym światem. 

Julia przybiegła, przytrzymała mnie, wywaliła odgrażającego się faceta, a ja siadłam, zacisnęłam dłonie w pięści i hiperwentylowałam gdzieś na krawędzi.

Dopiero po chwili zaczęło mi się robić wstyd. I coraz bardziej. I przeogromnie się sobą dziwiłam. Że aż tak mnie poruszyło posądzenie o oszustwo, naciągactwo, żerowanie na czyjejś naiwności. Może, bo bardzo się staram i mocno wierzę w to, co robię. Jeżdżę do Grzybnicy i wieszam na Drzewie własne talizmany. A może, bo jestem świadoma, że całe ezo jest na tyle płynne, że można je przekreślić jednym gestem. Antybiotyk działa prawie na każdego. Albo ibuprom. A energię jeden odczuwa, inny wcale. Jednemu ratuje ona życie, drugiemu nie. Ja w kręgach odlatuję, ktoś pyka w telefon i mówi: "No, ładnie, no i?".

Kij z samym kolesiem i jego UOKiKiem, czy czym tam, ale głęboko poruszyła mnie moja reakcja. Nie przypuszczałam, że może być taka, że to we mnie siedzi. Jak podsumowała Ewa: "Spotkałaś nauczyciela".

Racja i jeszcze to będę rozkminiać. Na razie dumna jestem, że w ogóle mogłam już to opisać. Bo, wiecie Państwo, u mnie opisanie, to usystematyzowanie, rozliczenie się, rozłożenie sprawy na części pierwsze i pogodzenie z nią. Czasem lat trzeba.

* Nie wiem, skąd wziął tych "starszych". Wszystkie roczniki przychodzą, a najstarszy był jak dotąd pan tak na oko 65-letni. 

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń