Krótkie piłki

 "Wie pani, jak się rozwiodłem z tą swoją żoną, bo chciała, to różne paszczury były i już myślałem, że wszystkie, to są nie powiem co. I durne. No, zwątpiony byłem. I jak potem poznałem tę moją, jak to się mówi, kobietę, to ona była jak matka Teresa, tylko że się bzykała. Jak ona się bzyka, proszą pani! Ech... Trochę jej oczy otworzyłem, bo niewiele o świecie wiedziała i o seksie też, choć jest w moim wieku, ale teraz... Moja kobieta, powiedziałem, e tam, moja kochanka to jest, moja dupa. Ja tak czasem za dużo powiem, ale się pani nie gniewa. To da pani to serduszko. Trzysta złotych, sumienia pani nie ma. I od tego jakaś taką fikuśną torebeczkę. Ona jest... Ech... Może to też dlatego, że mało mamy czasu dla siebie, więc jak już się widzimy, to to wszystko tak aż..., pani mnie rozumie, żeby razem..., tak mocniej..., żeby..."

***

"Widzę, że ma pani wahadełka. Ja też miałam kiedyś. Ojciec umarł i ja wzięłam jego wahadełko. Ale go nie oczyściłam, ani nic, bo nie wiedziałam. I ono mi wszystko mówiło. Wszystko. Ile będę miała dzieci, wszystko. Aż mój partner mówi: "Taka wierząca jesteś i wahadełko? Zapytaj go". No to zapytałam: "Kim jesteś?", a ono mi pokazało: "D.E.M.O.N." To zapytałam: "Czy wierzysz w ducha świętego?". A ono, że nie. Zapytałam jak ma na imię i mi ten demon powiedział, że Laron. Laron miał na imię. Jak ono mi tak pokazało, wie pani, D, E M..., to aż mnie.., rozumie pani. No i wylądowałam u egzorcysty. Potem ta pani, co mi robiła oczyszczanie, to powiedziała, że ile ja mam podczepów! To wahadełko spaliłyśmy, prochy rozrzuciłyśmy i tam takie. Ale to nie spowodowało, że przestałam wierzyć w to wszystko. To mnie tylko utwierdziło, że jest świat duchowy."

***

Szłam z Falką przez skwer. Pora zmierzchowa, ale dzielnica uzdrowiskowa, więc ludzie długo się kręcą. Można w miarę bezpiecznie chodzić, jeśli wie się, gdzie, typu, że nie do parku przecież. Za mną szedł facet i tłumaczył komuś, że musi teraz iść do domu. Spoko. Po chwili drugi głos odpowiedział mu, że tak, tak, trzeba iść, trzeba, teraz, trzeba. Trochę dziwnym tonem to było mówione, no ale OK.

Minęli mnie i okazało się, że to jest jedna osoba. Cóż, rozdwojenie jaźni, zdarza się. W zasadzie wyluzowana szłam dalej, a pan sobie gadał na dwa głosy.

Po chwili do tych dwóch dołączył jednak trzeci byt, który w swoim syczącym języku ostro odniósł się do luźnej rozmowy tamtych. A głos miał jak z najciemniejszych czeluści. Ostry, a jednocześnie głuchy, gdzieś z trzewi. Gdybym miała rzec, jak brzmi absolutnie bezlitosne, bezapelacyjne, ekstremalne zło, to właśnie tak. Nie do zapomnienia wrażenie, naprawdę. 

Słychać było, że z tym trzecim nie może być żadnych dyskusji. Gdyby chciał zrobić coś złego, tamci dwaj nie mieliby szans go powstrzymać. A to, co może zrobić, dochodzi do granic wyobrażenia o najohydniejszych wynaturzeniach i zbrodni. Boję się takich. Nie zwykłych rzezimieszków, mirków spod ciemnej gwiazdy, ale opętanych. Czystego, bezdyskusyjnego zła.

***

Ja do znajomego: O, świetnie wyglądasz! Opaliłeś się od ostatniego razu! Super.

Znajomy: Opaliłem się? Hm. To na pogrzebach. Bo tak, to cały czas remont robię, prawie nie wychodzę.  

Ja: Co?! Jak to "na pogrzebach"?!

Znajomy: No. Najpierw byłem na pogrzebie przyjaciela. Tego, co się powiesił, mówiłem ci. A potem koleżanka spadła z konia. Wydawało się, że wszystko gra, wieczorem mieli ognisko, straciła nagle przytomność i już się nie obudziła. A dwa razy raka pokonała. I tak, wiesz, jak się stoi w tym słońcu...

Ja: ...

Kurtyna.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń