Akropol

21.12 umówiliśmy się z M. na śniadaniu, a następnie ruszyliśmy zwiedzać.

Gdybym była w Atenach tylko z H., prawdopodobnie wszędzie bym chodziła, bo lubimy nawet dłuugie dystanse, a komunikacji masowego rażenia ogólnie nie znoszę. Dodatkowo w metrze mam zaburzone poczucie bezpieczeństwa i kontroli nad sytuacją, więc. M. jednak kocha wszystko, co sunie po szynach, a metro uważa za cudowny sposób szybkiego przemieszczania się, więc niech będzie. Praktyczne to jest rzeczywiście, a z tymi wielodniowymi biletami także bardzo tanie, tylko że ja... No.

W każdym razie kupił w automacie te super bilety i potem jak szalony bez przerwy przerzucał nas między przystankami i liniami. Wyłączyłam się w tego na tyle, na ile mogłam, znaczy, szłam jak cielę, chyba, że ewidentnie robił coś głupiego, mylił stacje, czy kierunki i naprawdę musiałam już interweniować. W ogóle, wiem, że czas okołoświąteczny jest dla M. zawsze szalenie trudny. W końcu już dwa razy miał w sylwestra próby samobójcze, dlatego teraz jechaliśmy do Aten we troje i dlatego byłam bardzo spolegliwa, zgodna, miła, rozumiejąca i wyrozumiała. Zależało mi, żeby nic nie wybuchło. A gdyby, to żebym przynajmniej nie miała sobie nic do zarzucenia. Bo, jasne, mogło schrzanić się i tak, mógł mieć znów jakiś dziwny atak, gdzieś pójść, zaginąć, coś zrobić sobie, czy próbować nam. Kiedy gdzieś jesteśmy razem zawsze już mam, nawet nie z tyłu głowy, raczej przed oczami, że.

M. pytał, co chcielibyśmy zwiedzić najpierw. Rzekliśmy, że pierwszego dnia zdecydowanie Akropol, żeby już się liczyło i fokle.

Znalazłszy się u jego podnóża udaliśmy się do biletowej budki i kupiliśmy (o tej porze roku żadnych kolejek) łączone bilety do różnych ateńskich atrakcji. Na 5 dni. Cena poza sezonem (bo w sezonie drożej): 30 euro od osoby powyżej 25 r.ż. Dzieci i młodzież do 25 roku życia z krajów UE wchodzą za free, ale też muszą mieć fizycznie wydany bilet i koniecznie dokument stwierdzający wiek i przynależność państwową. Bilet uprawnia do jednorazowych wstępów do/na: Akropol, agorę ateńską, biblioteki Hadriana, Kerameikos, forum romanum, Olympeion, szkoły Arystotelesa.

Spoko, M. kupił bilety i weszliśmy na rozległy, zielony teren pełen ruin. Było po mocnym nocnym deszczu, więc gdzieniegdzie kałuże, ale poza tym bardzo przyjemnie, na polar. Imponujący Hefajstejonstoa Attalosa - w starożytności galeria handlowa, teraz muzeum (wstęp gratis) i kupa starożytnych gruzów bez związku. Współcześnie wyrzeźbieni Sokrates z Konfucjuszem. Fajnie razem wyglądają, acz nie mieli szans się spotkać, żyli w innym czasie.

Obeszliśmy wszystko, po czym okazało się, że wbrew temu, co uważa google maps, nie da się prosto stamtąd dojść na szczyt wzgórza, furtka na głucho zamknięta. "Yy, to co my właściwie zwiedzaliśmy" skonsternował się M. Otóż agorę ateńską :-)

Trzeba było obejść wzgórze, więc tymczasem wino w 33 All Day Bar Restaurant, który nie bardzo polecam. Niby w Grecji nie można palić w restauracjach, ale już w "ogródkach" owszem, a palą wszak wszyscy. Poszliśmy do środka, a cały dym, jak się okazało, też w tę stronę, bo akurat taki cug. Jeszcze papierosy..., ale te cygara... Fuj. Na stole, przy którym siedliśmy, szampanowy kubełek na lód. Myślałam, że został po jakiejś nocnej imprezie. Kelnerka skrzywiła się, gdy siedliśmy akurat tam, zabrała go, a po chwilce kap, kap. To po nocnej ulewie przeciekał sufit ;-)

Jakoś od pokrętnej strony doszliśmy wreszcie na Akropol. Nawet o tej porze roku było sporo ludzi, ale jedna setna, czy tysięczna tego, co latem, z turystycznych opisów sądząc. Po prostu weszliśmy, nie, że stanie godzinami w kolejce. Spadło kilka kropel deszczu, można było wyjąć parasol lub nie.

Koń jaki jest, każdy widzi, więc nie będę się rozpisywać na temat Akropolu. Mnie jak rozczarował 25 lat temu, tak i teraz, no ale. Imperatyw. Trzeba pójść i tyle. Partenon pewnie postawiono w miejscu wysoce energetycznym i tam mogłoby się zadziać coś fajnego, ale nie można przecież włazić, więc.

Posiedzieliśmy na ławce pod świątynią Zeusa, miło. Kariatydy pamiętajmy, że sztuczne (nieodmiennie mnie to oburza, takie Lascaux II), odeon Heroda Attyka świetny. Szkoda, że nie można sobie po nim chodzić, jak po amfiteatrze w Side, albo po Aspendos.

Obiad w Plakaki Cafe, bo mieli pizzę. Pan był niepocieszony, że nie chcemy prawdziwie greckich dań. No akurat nie. Sympatycznie i gdyby nie fakt, że jest tych knajp milion pięćset co krok, pewnie byśmy tam wrócili kolejnego dnia. Margherita 10 euro, pizza grecka 12.50, butelka wina 18.

Spacerowanie, kręcenie się po Place, niezobowiązujące błądzenie i znajdowanie. Te waletowe parkingi w każdej możliwej wnęce. Po cztery auta w rzędzie, ledwo przecisnąć się między nimi można i trzeba trzy wyprowadzić w zaułek, nim czwarte będzie mogło wyjechać. Puzzle, albo tetris.

W miarę możliwości apelowaliśmy z H. o chodzenie, nie metrowanie, ale M. nie jest w dobrej formie fizycznej, więc też starałam się nie przegiąć. Balansowanie.

Od 16tej zawsze chłodniej. Nawet w dni, kiedy w południe chodziłam w koszulce na ramiączkach, musiałam pamiętać, żeby w plecaku mieć sweter i kurtkę, czapkę i mitenki, bo gdy o zmroku (17.30) wracaliśmy do hotelu, trzeba było nałożyć już wszystko.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń