Pag i Pag
ZHRA nie posiada własnej wypożyczalni aut, dają tylko ulotkę firmy Lulic. Nie chcą tam obowiązkowego ubezpieczenia i wadium, ale ceny mają wysokie, więc sprawdziłam, jak jest z sieciówkami. Trochę, ale tylko trochę, taniej, ale każda żąda wadium w postaci blokady sporej kasy na karcie kredytowej. Względnie wykupienie wysokiego ubezpieczenia, ale wtedy też płatność kartą. Jak wiemy, banki strasznie zdzierają na przewalutowaniu, jest to max nieopłacalne. Wróciłam na stronę Lulica i napisałam im (bo nie sądzę, żebym się dogadała przez tel.), że chcę najtańsze auto (toyota yaris, bardzo fajna, karaluchów nie stwierdzono) na dwie doby, od wtorku rano i z dostawą do ośrodka (dopłata), bo dojazd do Zadaru, to.
We wtorek o 9. stawiliśmy się
z młodym w recepcji, pan spóźnił się tylko w miarę, okazałam paszport,
podpisałam papier i mieliśmy auto (z dowiezieniem do Z.H.R.A. wyszło po 610 kun/dobę, czyli około 400 zł). Umówiłam się, że oddam je w Zadarze, żeby
przy okazji go zwiedzić i już tylko wracać komunikacją masowego rażenia.
Nie planowałam dalekich
wojaży. Chciałam zwiedzić najbliższą okolicę, żeby się nie nudzić, żeby coś się
działo, a wartością priorytetową było mieć miło, wypocząć. Zdecydowałam zatem,
że obejrzymy Pag. Są to wyspa i miasto położone nieco w lewo i do góry od
Zatonu. Zjazd do Paskiego Mostu łączącego stały ląd z Pagiem jest bardzo
malowniczy, piękna panorama. Przed i za mostem są bezpł. parkingi, można wejść
na most, pooglądać świat, zrobić zdjęcia.
Dziwnie tam jest. Pięknie, ale dziwnie, jakby nie na Ziemi. Księżycowo. Filmowo. Zaraz za mostem można skręcić w lewo i zjechać do ruin małej fortecy na nadbrzeżu. Parking i oglądanie bezpł.
Z fortecy pojechaliśmy do Pagu - miasteczka. Stanęłam na płatnym parkingu (parkomat) na brzegu. Obejrzeliśmy mały, niby wenecki mostek Katine, z którego bardzo się tam cieszą i się nim chwalą, jakby nie wiem co. Chciałam posiedzieć w knajpce, wybraliśmy Caffetterię, bo miała fotele - gniazdka. Poprosiłam o menu, a kelnerka rzekła, że nie mają. Na stoliku jest kod QR, mam zeskanować, wejść na stronę i tam. Serio? Przesiedliśmy się do Jadran, gdzie menu jeszcze dają. Żeby nie było nudno, trochę tam wlazłam w parasol, ale wszyscy żyją.
Potem snuliśmy się po
starówce. Biedna taka, sklepikarze stęsknieni turystów, pusto. Z wieżą Skrivanat
dali sobie spokój, teren zamknięty na kłódkę i porosły trawą, w kościele św.
Marii kościelnie. Ten delikatny chłód grubych murów po upale na zewnątrz. Jak
jedwab.
Podjechaliśmy do Starego
Zamku (taką ma nazwę własną, Stari Grad Pag). Parking i zwiedzanie ruin bezpł.
Jest zacieniony teren piknikowy ze stołami. Przełażąc przez antyowcze płotki można
podejść pod górę, ale wejście na punkt widokowy z resztką zamkowych umocnień jest
mocno ogrodzone. Może owce tam spadały w przepaść. Przy ruinach jest kran z
wodą, nie ma knajpy etc. Zamkowy kościół zamknięty na klucz.
Resztę popołudnia spędziliśmy
na plaży Veli Bok. Przy drodze jest bezpł. parking pośrodku niczego i schodzi
się w dół zakosami. Zero ludzi, zero infrastruktury, w zasadzie pustynia. Pierwotny
plan zakładał zaparkowanie i spacer do końca cypla, albo coś, ale morze wyglądało
tak cudnie, że machnęłam ręką. Zbierałam muszelki, wiał wiatr, samotny rybak w
łódce mocował się z siecią, młody budował miasto, którego strzegł ceramiczny miniżółw
kupiony w Pagu.
Ponieważ na Pagu nie ma w sumie nic, gospodarze postawili na owce. Żywią się one szałwią, tymiankiem i rozmarynem, bo niemal tylko to tam rośnie. Zioła są charakterystycznie słone z racji dużej ilości morskiej soli niesionej z wiatrem. W efekcie paski sir stał się dobrem regionalnym Dalmacji i wpisano go na listę UNESCO razem z paskimi koronkami. W Pagu wszędzie czekali na dostawę jutro, ale gdy wracaliśmy kupiliśmy go u przydrożnej babci. Brudne, długie paznokcie, waga pod ladą, żeby nie było widać, ile wskazuje, klimatycznie. Acz najbardziej rozbawiło nas, że pani miała w ofercie także smakową oliwę Kujawski. Etno ponad granicami ;-)
Ser pyszny.