Nin

 W poniedziałek poszliśmy na śniadanie po cichu zastanawiając się, czy rzeczywiście nas wpuszczą. Wg cennika wystawionego przed wejściem śniadania kosztowały po 125 kun/os. (obiady po 135), czyli po m.w. 80 złotych, absolutnie bym ich więc nie kupowała, szczególnie, że pod nosem był supersam i piekarnia. Odźwierny zeskanował opaski, sprawdził, co wyświetliło mu się na ekranie i voila. No to fajnie. Wielka, głośna jadalnia, standard czterogwiazdkowy, nie ma się co czepiać. Pewnie, że to nie Turcja, ale też tam jeździ się do 5*, więc. Warto mieć własny kubek, bo filiżanki malutkie, a do stolika zawsze daleko. Wychodzi się innymi drzwiami, niż wchodzi i jest to pilnie kontrolowane.

Postanowiliśmy udać się do Zadaru. W recepcji nie potrafiono nam rzec, jak kursuje autobus, polecono sprawdzić na przystanku w Zatonie, znalazłam jednak rozkład w necie. Szliśmy do tego przystanku i szliśmy. Było słonecznie i gorąco, koszulka na ramiączkach, lekka spódnica, sandały i tak do końca pobytu. Rozkład jazdy wiszący na przystanku był inny, niż internetowy, więc proszę się nie sugerować gdy Państwo będą. Wyszło jednak na to, że dosłownie za dwie minuty powinien przyjechać autobus i że to wspaniale, ponieważ następny byłby dopiero za godzinę i czterdzieści minut. Po chwilce podjechało auto i wysadziło chorwacką staruszkę, która odtąd czekała wraz z nami. I tak czekaliśmy. Czekaliśmy.

Dwanaście minut po planowanym przyjeździe autobusu postanowiłam zamachać na stopa. Bez przesady przecież, skoro pętlę ma raptem w Ninie, gdzie niby zdąża tak się spóźniać? Może po prostu nie jeździ? Babcia też się niecierpliwiła, wychodziła na drogę wypatrywać, wracała pod daszek i tak w kółko. Machałam, machałam i nic. Dziwni Chorwaci. H. wygląda jak panna, więc nie zabrać matki z córką, ewidentnie turystek, z plecaczkami? Dziwni. Albo to ja jestem dziwna, że zabieram. Po dziesięciu minutach takiego stania rzekłam młodemu, że olać, idziemy do Ninu, i tak go chciałam zobaczyć. Dwie minuty potem nadjechał autobus. Opłaciła się babci cierpliwość.

Btw, kiedy kilka dni później byliśmy na dworcu w Zadarze, wyluzowany kierowca z miną króla na dzielni przyszedł do autobusu dobre pięć minut po czasie odjazdu, a jeszcze musiał przecież sprawdzić bilety i tak dalej.

R. via WhatsApp pocieszał, że takie akcje są w Ch. normalne. Raz jechał autobusem, którego kierowca zatrzymał pojazd w wiosce i wyszedł. Udał się do pobliskiego baru, wypił spokojnie piwo i dopiero ruszyli.

Szliśmy do Ninu główną szosą, po drodze zbaczając do kościółka świętego Mikołaja. Jest przed nim bezpł. parking. Malutki, romański, zamknięty na klucz budynek znajduje się na wzniesieniu, które jest prehistorycznym, nigdy nie przebadanym kurhanem. Można siąść na trawie i oglądać malownicze nic. Wieść głosi, że siedmiu kolejnych królów po koronacji przyjeżdżało tam i wchodziło na wieżę, by pokazać się ludowi. Na znak objęcia krainy w posiadanie wznosili miecz na cztery strony świata, względnie wbijali go w czterech rogach, można sobie wybrać.

Nin jest malutki i uroczy. Dochodzi się do czegoś w rodzaju fosy i przez mostek na starówkę. Gdyby ktoś przyjechał autem, to po stronie starówki jest płatny parking (parkometr), a po stronie lądowej, w stronę muzeum soli jadąc, tak trochę dalej od mostka, są miejsca bezpłatne. Żeby było jasne - to bardzo prowincja. Nie tętniące życiem miasto, butiki i orkiestra dęta, tylko prawie wioska. Jest kilka sklepików z badziewiem, lodziarnia, kilka knajp i zapomniane zaułki. Resztki ruin rzymskiej świątyni (bezpł.), pusty wewnątrz kościółek św. Krzyża nazywany najmniejszą katedrą świata (bezpł.) i muzeum miasta (nie wchodziłam).

Poza starówką, powiedzmy 10 minut od niej, przy ulicy Ilirskiej 7, znajduje się muzeum soliBilety kupuje się w sklepiku z solnymi pamiątkami, muzeum można zwiedzać bez przewodnika. W zasadzie to salka, w jednej części puszczany jest film o solisku, w drugiej są sprzęty i zdjęcia. Jeszcze niedawno zdawało się, że rzecz upadnie i zostanie zapomniana, ale moda na pseudoeko i dziwności uratowała mnóstwo tego typu miejsc, nie tylko w Ch. Klienci wierzą, że sól himalajska, kłodawska, czy nińska ma lepsze właściwości, niż no name z Biedry i.

Bezpł. wc znajduje się w budynku produkcyjnym, za nim są soliska. W zasadzie kasjerka rzekła, że nie wolno nam samym wchodzić na ich teren, ale nikt nie pilnował, a są cywilizowane kładki i nawet wiata na końcu, więc. Cała sprawa OK, jeśli, jak my, i tak się włóczy po Ninie, ma się czas i zero presji. Gdyby ktoś miał tam specjalnie jechać, to nie.

Obiad w Peperoni. H. zakochał się w ich pizzy, no i kelnerka była bardzo miła. 

Z centrum Ninu do ośrodka wraca się szybko, bo wcale nie trzeba przez ten głupi Zaton. Dla ludzi i rowerów jest wejście/wyjście także z drugiej strony i luz, tylko auta tamtędy nie mogą.

Potem wyciągnęłam jeszcze młodego na baseny, nim wielka, powolna chmura naszła znad gór. W maju bez słońca jest bowiem za chłodno na siedzenie w wodzie.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń