Podczepy, ataki, ingerencje
Misowa pani prowadząca ma zapisany mój nr telefonu, więc regularnie otrzymuję smsowe zaproszenia na seanse (taka alternatywa dla niekorzystających z fb). Więcej się tam jednak nie pojawię i to wcale nie z powodu wtopy z budzikiem. Tamten temat uważam już za zamknięty, bo przeprosiłam starannie, grzecznie i solidnie. Każda z uczestniczek dostała prezent o wartości wyższej, niż wynosiła opłata za wstęp, a prowadząca o większej niż utarg z tych wstępów łącznie. Upominki były przemyślane, z sensem, na temat, udane, więc koniec i kropka. Alee...
Kiedy wreszcie pojawiła się ta spóźniona starsza pani i mogłyśmy zacząć..., kiedy położyłyśmy się, wyciszyłyśmy, a prowadząca zaczęła brzdąkać na tym i owym..., kiedy zrelaksowałam się i odpłynęłam...
...poczułam,
że coś do mnie lezie. Można by to zwizualizować jak wija, czarnego węża
pełznącego po podłodze.
Tak, mam teraz wyrazistą
energetykę, słyszałam to już kilka razy. Czy reiki coś pootwierało, czy to moja
osobista droga, mniejsza, w każdym razie podobno jest to widoczne. A kiedy się
tak ma, kiedy się jest rozświetlonym, niektóre ciemne byty tym bardziej chcą
się podpiąć, pożerować sobie. Róg obfitości. Wyczuwam to, jasne i chronię się,
ale to niekoniecznie jest łatwe, a już na pewno nie jest przyjemne i relaksujące.
Trzy razy to świństwo szło w moją stronę i zwykła blokada nie dawała rady, było
bardzo silne. Musiałam nie tylko odcinać się energetycznie, tworzyć bańkę
bezpieczeństwa, ale także odpychać to, przejść do kontrofensywy. Zorientowałam
się, że zło czyni właśnie ta spóźniona. To od niej szedł syf. Uparcie.
Wiązałam, zamykałam, tworzyłam coś w rodzaju skrzyni na jej negatywne moce, a po kwadransie sprawa zaczynała się znowu! Pomijając więc sprawę z telefonem, po
zakończeniu seansu wcale nie byłam wypoczęta i radosna. Stoczyłam trzy energetyczne
walki, dzięki bardzo.
Na co mi to było, po co. Mogłam
zostać w domu, wziąć kąpiel, obejrzeć coś fajnego z młodym, zrobić z nim
babeczki, pobawić się z psem, iść z Julią do łóżka. Zdecydowanie na lepsze by
wyszło.
O ile jednak taki budzik jest
sprawą wymierną, o tyle nawet pani pracującej z terapią dźwiękiem, czakrami i
medytacjami nie mogę powiedzieć, że jedna z jej klientek, wyraźnie stała i
zaprzyjaźniona, ssie. Albo przed przyjściem na misy pytać, czy tamta będzie, bo
jak tak, to nie. V. mówi, że u niej na medytacje chodziła podobna wampirzyca i
sprawa zrobiła się na tyle głośna, że prowadzący otwarcie zastanawiał się, czy
nie dać tamtej wilczego biletu.
Niektóre osoby działają w tak
negatywny sposób świadomie. Na przykład ja, gdybym chciała, potrafię tak robić,
sprawdzałam to, sondowałam, w Shuumie. Inne istoty nie kontrolują tego, po
prostu podłączają się instynktownie i jazda. Od strony ofiary nie ma to jednak żadnego znaczenia, strata, to strata,
jak wtedy, gdy ktoś kradnie portfel. Co za różnica, świadomy złodziejaszek, czy
chory kleptoman. Nie mam zatem zamiaru ani usprawiedliwiać, ani oceniać,
stygmatyzować, czy co tam owej pani, wisi mi kompletnie. Zdecydowanie jednak
będę się od niej trzymać z daleka, szczególnie, że przecież nie muszę tam
chodzić. Mam mnóstwo mis w sklepie. I dzwonki i inne bajery. Sama gram, uczę
grać innych, a przy okazji jestem tu na swoim, u siebie, wspomagana energią
udomowionego miejsca.
Nie chcę już Państwa zanudzać, tylko sobie ku pamięci zapiszę zatem w skrócie, że przed Świętem Zmarłych miała miejsce porąbana akcja przy świeżym grobie na trzebiatowskim cmentarzu. Pochowany tam osobnik owinął mi się wokół nóg (zresztą nad całym grobem czarne wije poruszały się jak ukwiały), przyjechał ze mną do Kgu (na tylne siedzenie się dosiadł) i, choć odprowadzałam go potem starannie, późno wieczorem poczułam, że muszę wymoczyć jeszcze nogi w wywarze z ostrożenia z solą.
Ludzie gadajo, że taką wodę po kąpieli warto odstawić, nie wylewać od razu i potem obejrzeć, czy coś dziwnego się tam porobiło. Tak też uczyniłam, zostawiłam ją w misce. Jeśli ktoś bardzo chce, mogę wysłać via WhatsApp, co zastałam rano. Glut. Kisielowate farfuły. Niektórzy moi klienci mówią na to "smarki". Dotąd jedynie słyszałam, że tak może być, moja woda zawsze była czysta, nawet po dziwnych zdarzeniach, aż się dziwiłam. Ale też nie zostawiałam jej na dłużej, może trzeba było. Jeśli wyjdą gluty, następnego dnia należy kąpiel ponowić i znów po czasie sprawdzić wodę. Ja drugiego wieczora na wszelki wypadek wymoczyłam się w ostrożeniu cała i rano ta woda była klarowna, czyli OK, wszystko zeszło już za pierwszym razem.
Miejsce na nodze, gdzie ten byt się podczepił, energetycznie się nie zagoiło. Od mentalnej strony cały czas czułam, jakbym tam miała rany po pijawkach, albo czymś podobnym. I dlatego to tam znów wpięła mi się kobieta w nadmorskim parku.
To było tak dziwne...
Wyszłyśmy z Julią od matki, z
jej mieszkania w porcie. Matka wzięła Bibułkę na siku i wyszła z nami.
Planowała spacer promenadą, a ja nie miałam ochoty spędzać z nią już ani
chwili, więc zdecydowałam, że Julia i ja pójdziemy parkiem. Zauważyłam TĘ kobietę i dobrze wiedziałam, że jest dziwna, że mogą być z tego kłopoty. Ubrana
na czarno, siedziała sama na parkowej ławce. Jaka kobieta tak robi, gdy jesień,
zimno, ciemno, spacerowiczów minimalnie, a na ławce opodal żuliki rozpijają
flaszkę?! Zgubiła mnie niechęć do dłuższego przebywania z matką i ego, że co,
ja nie dam rady? Jaa?
Przeszłyśmy obok i chaps, już
poczułam. W to samo miejsce, kurczę! Powiedziałam Julii, że zaraz jak dotrzemy
do domu, będę musiała trochę poczarować.
Nie było prosto i, szczerze, nie wiem, jak poradziłabym sobie bez pomocy. Julia poszła do sypialni, ja zapaliłam świece, zioła i starałam się podnieść energetycznie. Póki robiłam to pobieżnie, luz. Kiedy weszłam w głębsze pokłady, zaczęły się schody. Zwiesiłam ręce wzdłuż ciała, a potem pomału je unosiłam rozpostarte na boki, normalnie. I, a niech to!, z każdym centymetrem trudniej. Przyrost kwadratowy. Czułam, że nie powinnam rezygnować, że muszę to wszystko podnieść, unieść i odrzucić syf, który czarna pani sprzedała mi w parku. Ale. Czułam się, jakbym w każdej dłoni miała już po nie wiem ile kilogramów. Zaczęłam coraz szybciej oddychać, było bardzo trudno. Trzymałam to, ręce mi drżały, co dalej? Młody był w swoim pokoju. Mogłabym pójść do niego, ale nie miałam sił na tłumaczenie, a poza tym potem robiłby mi wymówki po swojemu. Że po co się ładuję w sprawy energii, że mam się od tego izolować, blokować to. Powlokłam się więc do sypialni. Powłócząc nogami po panelach, resztką sił. Szczęka mi się ścisnęła, ale z zaciśniętymi zębami też da się powiedzieć, co trzeba. Wycharczałam więc do śpiącej Julii, że potrzebuję pomocy i żeby podtrzymała mi ręce. Zaspana, mało przytomna, wstała jednak szybko i bez zbędnych dywagacji chwyciła mi od tyłu ręce pod łokciami.
Nie mają Państwo pojęcia, jak bardzo w niej to cenię. Czy trzeba zakopać klątwę na rozstajach, czy w starym pałacu ukraść sól i świece do ochrony pokoju, w którym nocujemy, czy pilnować mnie o mojej torebki, kiedy odlatuję w kręgach, Julia daje radę. Nie gapi się, jak na potłuczoną, nie wyśmiewa mnie, nie uśmiecha się z zażenowaniem lub politowaniem. Jak twierdzi: nie czuje tego, ale skoro ja czuję i trzeba...
Zapytała, czy już. Ha, nie! Zdecydowanie. Musiałyśmy dłużej, dużo
dłużej. Z boku wyglądałyśmy pewnie dość zabawnie, bo jak z "Titanica".
W końcu, dzięki energii mojej ukochanej, udało mi się podnieść ręce wyżej i
wyżej i w końcu złączyć je nad głową, po czym odrzucić to złe.
Poprosiłam, żeby pomogła mi
się położyć, więc przemanewrowała nas na łóżko, gdzie zwinęłam się w kłębek i płakałam
ściskając dłoń Julii leżącej za mną. Rety, co za atrakcje. Ten płacz był dla
uwolnienia emocji, jak czasem bywa po orgazmie.
Poleżałyśmy, odpoczęłam, pokochałyśmy się, co było idealnym zakończeniem wieczoru. Kontakt fizyczny, oczywiście gdy obopólna zgoda, radość, bliskość, porozumienie oraz satysfakcja, pięknie podnosi energetycznie i wymazuje wstrętności.
Że też tyle lat musiałam tułać
się, zanim.