Nissi i inne

04.11 leniwie powędrowaliśmy wzdłuż wybrzeża na zachód, ku tajemniczemu wieżowcowi, który wyglądał, jakby przechylał się wszędzie. Tzn., oglądany z żadnej strony nie wyglądał prosto. Młodego intrygowało, co to i w związku z tym ów budynek został obrany za cel naszej wycieczki.

Chodzenie nadmorską promenadą w Ajia Napa ma ten plus, że można w stroju kąpielowym i nikt się nie dziwi, bo ludzie przemieszczają się tak z hoteli na najbliższą plażę etc. 

Z Musan poszliśmy na Vathia Gonia, gdzie musiałam zmusić ;-) młodego do zanurzenia się w morzu, bo źle się czuł, serce go bolało od upału, a upierał się, że po co się moczyć. Oczywiście woda pomogła, ale co się człowiek nagada...

Następna była słynna Nissi. Spędziliśmy tam dużo czasu. Najpierw przebrodziliśmy na wysepkę, a potem gadaliśmy stojąc/siedząc, na płyciźnie między nią, a stałym lądem. Na Nissi, skądinąd ślicznej, jest zdecydowanie zbyt wiele hałasu, barów, plażowiczów, leżaków i parasoli. Za dużo wszystkiego po prostu. A wszak to listopad, nie sezon! Niemniej jest mocno do polecenia dla osób z dziećmi, ponieważ można tam spokojnie puścić w miarę rozsądne młode na obszarze ląd - wysepka i wreszcie samemu odpocząć. Zero skał, fal, głębin. Bardzo bezpieczny kawałek.

Dalej, przez opuszczoną Makronissos Beach, powędrowaliśmy na cypel za nią, gdzie można obejrzeć starożytne krypty. Teren jest mały, ogrodzony, wstęp bezpłatny. Warto zobaczyć tylko przy okazji, nie, że coś niezwykłego. Jeśli ktoś jest wrażliwy na energie, niech uważa, bo jedno miejsce zdecydowanie tam ssie.

I wreszcie dotarliśmy do wieżowca. Onieśmieleni prestiżem miejsca nawet się trochę poubieraliśmy. Ultranowoczesna marina dla "lepszych" gości. Niedawno otwarta, bo wieżowiec, przeznaczony na apartamenty i takie tam, jeszcze niezasiedlony, tylko na parterze sklepy, restauracje. Czysto bardzo, no i tylko jeden kot na stanie. Choćby to świadczy o zakończeniu robót ledwo co.

Powrót o zachodzie słońca.

05.11 wracaliśmy, ale aż po zmroku (lądowanie o północy), więc dzień był jeszcze do zagospodarowania. 

Przede wszystkim interesowało mnie jednak, jak mamy się dostać na lotnisko. Nikt nie wsunął mi pod drzwi kartki z godziną odjazdu, na mail nic nie przyszło, w recepcji też zlewka. Po kilku próbach dodzwoniłam się w końcu do rezydenta, który potraktował mnie jak nieogarniętą dziunię oświadczając, że już w Polsce poinformowano mnie przecież, że mam do niego wysłać sms z imieniem, nazwiskiem i słowem "Transport".

Yy, khm, nie?

Łaskawie przyjął zgłoszenie ustne, więc temat mieliśmy z głowy, acz lekko się zirytowałam. Wiecie Państwo, ja dam sobie radę, ale wyobraźcie sobie zszargane nerwy kogoś, kto mniej jeździ. Jakby to trafiło na przykład na Skąpego i moją matkę. Idę o zakład, że nie ogarnęliby problemu i w obie strony, w wielkim stresie, za własną kasę pojechaliby te kilkadziesiąt kilometrów taksówką, no bo co.

Opuściliśmy pokój, zostawiliśmy bagaże przy recepcji i poszliśmy promenadą do mariny. Miły postój na kanapach w ogródku knajpy Molos Seaside. Wierzyć się nie chciało, że za kilka godzin napadnie na nas listopad. I czy mógłby nie?

Po kąpieli na Pantachou weszliśmy na klif, żeby popatrzeć z góry na skalny mostek i takie tam, bo pierwszego dnia zawróciliśmy za wcześnie i ominęliśmy ten kawałek. Dopiero następnego dnia na wycieczce statkiem obejrzeliśmy go z dołu. Obiad w Raphael's przy tym stoliku, który widać w 7 sekundzie filmu (łysy pan, pani w białym).

Ostatnie zakupy (koszulka z napisem: SORRY, I'M ALLERGIC TO BULLSHIT). W hotelu umyliśmy się, przebraliśmy i już po ciemku jechaliśmy na lotnisko do Larnaki.

Aha, nie napisałam, na Cyprze kontrola dokumentów została zautomatyzowana. I po przylocie i przed odlotem podchodzi się do sprzętu przypominającego bankomat. Tam skanuje się dokument oraz pozuje do fotografii. Wychodzi wydruk - nie należy wpadać w panikę, jeśli ma wielkie M na środku. Oddaje się go funkcyjnemu w okienku i spokój.

M. odebrał nas z lotniska, przenocowaliśmy i następnego dnia po śniadaniu ruszyliśmy w drogę, z przystankiem na Bielanach, gdzie najpierw obadałam jeszcze raz wymarzone płytki, a potem odstresowywałam się ich morderczą ceną podczas drobnych zakupów w Ikei.

Dobrze, że Julia jest rewelacyjna w przegrzebywaniu otchłani internetu i odkryła, że można dostać je o ponad połowę taniej, bo nie wiem. Najpierw się szuka, ogląda, wszystko nie takie, sztampowe i ble, wreszcie trafia się na idealne, a wtedy jak szmatą w twarz - cena. No ale uf, mam i teraz zawalając korytarz czekają na mirków, z którymi podpisałam umowę, że stawią się w połowie stycznia.

Kończąc frapujący wątek niekompetencji Exim Tours w kwestii shuttle busa, wróciwszy do Kgu napisałam do biura mail z uwagami na temat. Odpisali, że nie mają wglądu w moją historię maili, więc nie mogą stwierdzić, czy faktycznie nie otrzymałam od nich informacji o konieczności wysłania smsa do rezydenta.

:-))

Kurtyna.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń