Niekochanka

 Pan sąsiad jest z siebie szalenie dumny, bo ma niekochankę. 

Zaczęło się sporo lat temu, już chyba -naście, rzecz jasna na fajfie. Dziewczyna poprosiła go do tańca, bo pan sąsiad ma taką metodę, że zaraz gdy wejdzie na salę, prosi do tańca samotną panią z tych mniej atrakcyjnych. Wywija z nią na parkiecie, prezentuje się. Wtedy ładne panie patrzą na niego przychylniejszym okiem, niż spoglądałyby, gdyby próbował je prosić do tańca "na sucho". 

Ta sama podeszła, więc się mocno dziwił, szczególnie, że ładna i młoda. Na wszelki wypadek od razu zastrzegł, że jest biednym emerytem (nieprawda). Pani się nie zraziła, tańczyli, gadali, nawiązali znajomość. 

Los powodował, że ciągle na siebie wpadali, przypadki i półprzypadki, typu, że jemu samochód popsuł się w jej miejscowości, że ona przyjechała do siostry do Kgu akurat, gdy on tu przebywał i tak dalej. Stale. I wciąż ich ciągnęło do siebie. Ona wolna, on w papierowym małżeństwie z nielubianą żoną. Nic prostszego, tak?

Ale religia. Zasady. Jego. Kiedyś przyszła ze łzami, zapytała, że co z nami będzie. Wyciągnął spod koszuli krzyż, którego nigdy nie zdejmuje, zapytał, czy wie, co to jest i co znaczy. A jeśli wie, to jak może pytać? Nic nie będzie, bo.

I taki dumny!

W końcu ona wyszła za Niemca, wyjechała, przez kilka lat starała się o dziecko, teraz wreszcie jest w ciąży. Nadal mają ze sobą kontakt, odwiedzają się, piszą.

Opowiadał mi tę całą historię już kilka razy. Za każdym mówię, że jest bardzo smutna i że głupio zrobił. Twierdzi, że się mylę, absolutnie. A drugiej strony wciąż to powiada, międli, tak?

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń