Przegięcie

 Niby nie zmęczyłam się tym wyjazdem fizycznie, ale wróciłam w bardzo średniej formie. Przede wszystkim konkretnie przeziębiona, ale też jakby rozdarta, bo co prawda czułam, że należało pomóc M., ale z drugiej strony... Dualizm. Pojechałam, bo uważałam, że przyda się moja pomoc i przydała się. K. jednak nigdy nie wystąpił przeciwko mnie, a ja, czynnie wspierając M., stałam się we własnych oczach nielojalna wobec niego. Nie fair. Choć go nie lubię i to z M. się przyjaźnię, nie z nim.

Wrócił, przeczytał kartkę pozostawioną na stole, próbował dzwonić do M., potem do jej rodziców. Do nas na szczęście nie. Miotał się między rozczarowaniem, a wściekłością. Wygląda na to, że bardziej zdenerwowała go utrata statusu (w sensie: miałem seks, uprane, ugotowane), niż konkretnie utrata M. 

Jadłam dużo witaminy C i starałam się poukładać z tematem toruńskiej interwencji, ale nie mogłam prawdziwie się zdystansować, bo jednocześnie M. bardzo dużo do mnie pisała, gorąca linia non stop, wiadomo. Punkt przegięcia, albo załamania nastąpił, kiedy przesłała mi screen tego, co K. jej napisał. Gdybym wiedziała, nie czytałabym. Potem już byłam mądrzejsza i J., która jest odporniejsza, czytała za mnie, streszczając mi tylko mniej więcej. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to by się położył, taa.

Jak Państwo na pewno zauważyli, jestem w całej tej sprawie wprost nietypowo, jak na siebie, dyskretna, nie opisuję szczegółów związku M. i K., choć bardzo jest o czym pisać. Powodem jest fakt, że ludzie się potem na mnie obrażają. Prawda boli. Głupie, według mnie, ale. Tę wypowiedź K. muszę jednak przytoczyć i to w całości. Bez niej nie ma sensu pisać dalej.

"Nie potrafiłeś, kołtunie jebany, normalnie porozmawiać, rozliczyć się i każdy w swoją stronę. Jestem pewien, że będziesz jebana adekwatnie do tego, jak się zachowałaś. Powiedz, gdzie ci paczkę z żywnością wysłać, jak nawet na puszki się połasiłaś. Jesteś złodziejem bez honoru. Jeśli nie znajdę mojego dysku zewnętrznego, to inaczej to załatwię. Teraz żyjesz w zgodzie ze sobą - szkoda, że jak na szczura bez honoru i złodzieja przystało. Jak cię spotkam, to napluję Ci w ryj za to wszystko."

M. specjalnie się nie przejęła. Skwitowała: "Cały K. Dla mnie to normalne. Nie raz byłam świadkiem, jak się tak odnosił do innych". Dla mnie jednak był to jakby szok. Może żyję pod kryształowym kloszem, albo coś. Poczułam się, jakby mnie ktoś chlasnął mokrą szmatą w twarz, choć to wszak nie do mnie było i nie moja sprawa. I jeszcze te nieszczęsne puszki. Stały tak bardzo przy drzwiach i wśród  innych toreb, że do głowy mi nie przyszło, że nie są do wzięcia. Niby więc nie moja wina, ale to jednak ja nadzorowałam wyprowadzkę.

Co do dysku, rozpakowując wreszcie ostatnie rzeczy, M. znalazła go aż tydzień później. Zachomikowany był w jednej z walizek. K. go tam schował, bo miał na nim różne dziwne zdjęcia (których ani komuś pokazać, ani skasować, rozumiemy się), a M. pakując nie zauważyła. 

Chciałam mu odkupić te puszki i wysłać, ale powiedziała, że to głupie i żebym dała sobie spokój. Dysk mu odeśle, bo u jej rodziców coś tam jeszcze z jego rzeczy zostało i czepia się, że chce z powrotem.

Jeszcze tam była, albo jest, sprawa połowy kaucji za najem mieszkania. M. wiedziała, że po rozstaniu, opuszczając kiedyś lokum, K. jej tego nie odda, więc powiedziała mu, że jej rodzice proszą go o pożyczkę. Pożyczył i to jest ta kwota. Nie zniszczy mieszkania, to ją odzyska, ale wg niego M. jest mu dłużna.

Ogólnie - pierdoły, klasyczny rozstaniowy syf i wzajemny brak szacunku, jak to z reguły, a ja powinnam mieć wielki dystans, bo co mnie to w ogóle obchodzi. Julia tak potrafi, ma. 

A mną tąpnęło. Przeczytałam to, co Państwu zacytowałam powyżej i rety, aż się zachwiałam. Było tak źle, że słów brak. Najpierw ta kradzież i martwa staruszka, potem Toruń, teraz to. Za wiele. 

Siedziałyśmy w sklepie, patrzyłam na Julię i zastanawiałam się, jak sobie pomóc, bo czułam się, jakbym miała na karku kamienie.

Właśnie! Kręgi. Padało i miało padać, ale kij tam. 

- Kochanie, wstaniesz jutro skoro świt i pojedziemy do Grzybnicy?

- OK.

Jak jej nie kochać?

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń