Paleta
13.07.23 po dwunastej przyszła stała klientka, taka, która zachodziła tu jeszcze za panowania mojej matki. Zawsze ogląda niedrogie klipsy, czasem coś kupuje. Tym razem przyprowadziła przyjaciółkę i bardzo długo oglądały poncza. Przymierzyły chyba wszystkie, jakie mam, a przy okazji połowę anielskich spodni i tak dalej. A może by tę bluzkę, zamiast tamtej tuniki? Ciuchy mam, bo odkąd Julia zamknęła swój sklep, próbujemy opchnąć je tutaj. Śliczne są, nepalskie, więc często w nich chodzę, czym zachęcam.
Podczas ich bytności, która
trwała z godzinę, wpadła też Agnieszka. Taka nasza kołobrzeska znajoma,
która jest na rencie. Kiedyś była cukierniczką. Czasem ma ataki depresji na
tyle silne, że ląduje w psychiatryku na dłużej, a normalnie, to chodzi tam co
rano na terapie grupowe, a przez resztę dnia się buja. Często nas odwiedza,
żeby posłuchać kojącej muzyki, wypić kawę, albo żebym jej powróżyła z kart
Lenormand, które zawsze mówią to samo - że jej aktualna sympatia jest do
niczego i kręci. Co jest faktem.
Także wtedy naszła letniczka
z dwójką rozhukanych dzieci, które przepychały się, grzebały w kamieniach,
drobnych figurkach i ogólnie były wszędzie.
Byłyśmy tu z Julią obie.
Julia gadała z jedną starszą panią, ja z drugą, bo terminal był nieczynny, więc
trzeba było wyjaśnić, jak trafić do bankomatu. Potem jedna z pań chciała
chustkę z tych, które na wabia wieszamy na zewnątrz pasażu i Julia z nią poszła.
Wracając zabawiła dłuższą chwilę poprawiając ciuchy, które mamy wystawione na
wieszaku przed witryną, a wśród których panie zrobiły straszne zamieszanie.
Agnieszka kręciła się przy
gablotach ze srebrem, bo jej ulubione krzesło było zajęte przez siatki pań, a
przy wolnym kłębiły się dzieci. Mówiłam jej, żeby siadła (w podtekście: i nie
zwiększała tłoku oraz zamieszania w sklepie, skoro i tak niczego nie kupi), ale
nie posłuchała.
Dzieciaki wreszcie wybrały
sobie po kamyczku, matka zapłaciła i rodzinka wyszła.
Chwilę potem panie wreszcie
zdecydowały, co kupują, zapłaciły, wylewnie się z nami pożegnały i też wyszły.
Agnieszka wreszcie miała ulubione
krzesło dla siebie, siadła, wypiła kawę, pogadała i poszła.
To, śmo, owo, dzień pracy się
skończył. Julia zabrała się za zbieranie ekspozytorów ze złotem, żeby zanieść
je do sejfu na zapleczu i: "Kochanie, gdzieś przełożyłaś jedną paletę z
pierścionkami? Czy w ogóle nie była dzisiaj wyjęta?".
No.