Nużeniec

Wkrótce po powrocie z Dominikany (Boże Narodzenie 21') coś dziwnego zrobiło mi się z oczami, że mocno kłuły, szczególnie, kiedy spoglądałam na boki. Myślałam, że przejdzie, ale było coraz gorzej i w końcu, jak raz w Tłusty Czwartek 22', który był też dniem początku wiadomo czego, poszłam do mega przemądrzałego i wprost patologicznie zblazowanego okulisty. Orzekł, że to od suchego powietrza w mieszkaniu. Czy on aby na pewno żyje w tym samym matriksie, co ja? Tu się kupuje osuszacze powietrza do mieszkań. Tu się myje z grzyba i porostów ściany domów.

No nic.

Oddzielnie, zdawało by się, coś dziwnego urosło mi na prawej skroni (lewa trzyma się lepiej). Najpierw wyglądało niewinnie, jak krostka, ale nie znikło, rozrosło się i zaczerwieniło okolicę. Też liczyłam, że samo mi zniknie, bo przecież nienawidzę chodzić do lekarzy, ale w końcu trochę się przejęłam i pojechałam do ostatniego przejętego pandemią chirurga, żeby mi to wyciął. Przebadanie wycinka wykazało, że to nic groźnego. "A, i ma pani nużeńca. To już sobie pani wygugla".

Mhm.

Wyguglałam i wszystko stało się jasne. Zła tylko byłam na okulistę, bo skoro oglądał mi oczy przez te swoje wszystkie mega sprzęty, to co, niby nie widział robali?

Okazało się, że w zasadzie nie ma na nużeńce skutecznego lekarstwa. Można tylko starać się zmniejszać populację. Super, że łaskawie o nich wspomniano w opisie wycinka, bo kiedy zaczęły mi się robić kolejne dziwne wyrostki, wiedziałam już, że to po prostu nużeńce budują Manhattan. Czyli, że zamiast martwić się, że może mam raka skóry i płacić po 600 złotych za wycięcie każdego wieżowca, mogę je sobie zlikwidować stuprocentowym olejkiem z drzewa herbacianego. Jest najlepszy. Trzeba tylko uważać, bo nawet ten zwykły, rozcieńczony w bazie, taki, jaki sprzedają w Rossmannie, szczypie w oczy, a stuprocentowy, no cóż, pali skórę.

Znaczy, to jest tak. Rozcieńczony, kosmetyczny, można delikatnie stosować na skórę, nawet bardzo blisko oczu, na powieki, na rzęsy (nużeniec żyje głównie w mieszkach włosowych brwi i rzęs, ale, jak się okazało na moim przykładzie, także na gładkiej skórze). Trzeba tylko pamiętać, że olejek szczypie, więc warto posmarować sobie oczy np. wieczorem, już leżąc w łóżku, tak, żeby potem nie uchylać powiek. Plus takiego czasu aplikacji jest też taki, że nużeniec aktywuje się głównie w ciemności i może na przykład nie pozwolić zasnąć tym swoim upartym łażeniem, swędzeniem. Szczególnie gdy już się wie, dlaczego oko nas swędzi i wyobraźnia podsuwa obrazy. A gdy się robala potraktuje olejkiem herbacianym, zmyka do bazy i można spokojnie spać.

Stuprocentowy olejek (np. od Nangi) zdecydowanie nie powinien dostać się do oka. Zbyt to boli. Można jednak smarować nim brwi, skronie, czy inny kawałek twarzy, gdzie tam kto musi. Trzeba mieć tylko świadomość, że po którymś smarowaniu w krótkim czasie (typu piątym w ciągu dwóch dni) skóra najpierw się mocno zaczerwieni, a potem zacznie się łuszczyć. Okropnie to wygląda, ale ma ten plus, że zdecydowanie przetrzebia populację nużeńców. Czyli, taką eksterminację przeprowadzamy, jeśli w najbliższym czasie nie mamy w planie ważnej randki, czy innych imienin.

W Rossmanie można kupić tonik i krem z olejkiem herbacianym, ale dla mnie są za mocne. Cała skóra czerwienieje, piecze. Robię więc tak, że wkraplam odpowiednią dla mnie ilość stuprocentowego olejku do kremu AA, mieszam i takiego używam. Można dodać też ten skoncentrowany olejek do szamponu, do płynu do mycia ciała etc.

Nie wiem na pewno, na czym to polega, ale czasem prawie o nużeńcu nie pamiętam, siedzi cicho i spokój, a potem znów jest zmasowany atak. Możliwe, że dlatego, że ma miesięczny cykl rozwojowy, a jajek, czy larw, olejek nie rusza.

Będę go mieć do końca życia, prawdopodobnie, bo wszyscy piszą, że można tylko łagodzić objawy. W zasadzie, skoro niby 80% ludzkości to ma, należy zdziwić się, że nie zaraziłam się wcześniej. Raczej myślę jednak, że może go i miałam, ale w wydelikaconej, europejskiej wersji, a potem trafił mi się mega agresywny nużeniec dominikański.

Bo kiedyś z Indii przywiozłam nieciekawą grzybicę dłoni. Też się jej nie leczy. Dawali mi maści, ale bez nich efekt był dokładnie taki sam, więc dałam sobie spokój. Z czasem, po latach, jakby osłabła i teraz w zasadzie się nie uaktywnia. Kiedyś, też po tropikach, miałam coś dziwnego w prawym oku. Pewnie nicień. Szczęśliwie (paradoksalnie), kiedy byłam w ciąży oraz gdy H. był malutki, miałam obniżoną odporność i ciągle ordynowano mi antybiotyki. Raz za razem. I potem to coś przestało mi łazić, przestałam to czuć, więc myślę, że zdechło.

Przypuszczam, że niektórzy z Państwa chcieliby teraz cofnąć czas i nie przeczytać tej notatki, co? Nie obejrzeć nużeńca w powiększeniu i nie wyobrazić sobie... Możliwe jednak, że ten tekst komuś wyjaśni, co tak naprawdę swędzi go co wieczór po zgaszeniu światła, dlaczego rano budzi się ze sklejonymi powiekami i czemu ma dziwne parchy przy nosie. I jak chociaż doraźnie sobie z tym poradzić.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń