Wietnameczka i duch wstrętnej matki
Pani 55 - 60 ze skośnooką dziewczyneczką, może dwunastoletnią. Mówiła do niej po angielsku, więc pomyślałyśmy, że babcia z wnuczką, która przyjechała z zagranicy. Panienka drobniutka, taka jeszcze nie nastolatka z prawdziwego zdarzenia, raczej dziecko. Warkocz za tyłek związany frotką z misiaczkiem. Pluszowa torebeczka z cekinami. Bardzo grzeczna. Nieśmiały uśmiech, dyskretne zachowanie.
Długo grzebała w kamykach,
coś wybrała, szukała jeszcze. W końcu zagadałam do pani, że może w czymś małej
pomogę?
Pani: Ech, pani myśli, że to
dziecko, a ona ma 32 lata.
Julia i ja: ??!!
Pani: No. To żona mojego
syna. Przywiózł ją z Wietnamu.
Ja: Ale te dodatki i
zachowanie...
Pani: No. Nie uwierzy pani,
ostatnio z nią byłam w urzędzie i był taki stoliczek dla dzieci, kredki,
kartki. Siadła i zaczęła rysować. Wie pani, to jest takie dziwne. Ona tam w
Wietnamie miała swoją firmę, ludzi pod sobą. Na ich standardy, to była
wyzwolona feministka. Zrobiła kilka fakultetów, zna angielski, mandaryński...
Nowoczesna kobieta sukcesu. A jak przyjechała tutaj...
Ja: Nic nie rozumie po
polsku?
Pani: Zaraz po przyjeździe
nauczyła się mówić: "Dzień dobry". To wszystko.
Ja: Taa, polski jest trudny,
ale skoro nauczyła się innych języków...
Pani: Właśnie. To samo z
pracą. Tam miała firmę, a tu nawet nie chce spróbować się zatrudnić. Synowi
obiad zrobi i tyle. Cały dzień w domu. Nie wiem...
Ja: A syn co na to?
Pani: On? Zadowolony. Zawsze
chciał mieć szczupłą dziewczynę z długimi włosami, a ona, sama pani widzi.
Tylko ona tak jakby się cofa w rozwoju.
Ja: Może to ucieczka. Za duży
stres i ucieka w krainę dzieciństwa. Inna rzecz, że Azjaci często są bardzo
dziecinni. I sama to widziałam i słyszałam o tym.
Pani: Wie pani, w pierwszym
roku ona miała chyba depresję. Nie chciała wstawać i tak dalej. Teraz jest z
tym lepiej, ale to zachowanie i ta życiowa bierność...
Julia: Może cały jej feminizm
skończył się, kiedy wyszła za mąż. Niejedna kobieta tak ma. Że jak już ma
faceta, nie musi być dzielna. Ma męża, będzie mu gotować i starczy.
Ja: Też znam takie. Mają
faceta i nagle zmieniają się w niunię. Nawet z moją koleżanką Lilką tak było.
Taaka samodzielna, niezależna, wszystko, a gdy Wuwu pojawił się na horyzoncie...
Pani: Wiecie panie, ja się
nie wtrącam, ale... Dziwne to jest. Na początku jeszcze inaczej się ubierała,
zachowywała. A teraz to jest dziecko.
Ja: Inna rzecz, że w sumie
już kilka razy spotkałam się z czymś podobnym. Tyle, że odwrotnie, bo rzecz
dotyczyła Polek. Dziewczyna świetnie sobie tu radzi, pracuje, działa, jeździ
samochodem i wszystko, a tafia za granicę "za mężem" i nagle zonk. I
to nawet, jeżeli mąż też jest Polakiem.
Pani, Julia, ja: ...
To jeszcze nie koniec.
Ponieważ wietnamska synowa nadal
grzebała w minerałach, pani zapytała mnie o rytuał odprowadzania zmarłych,
który mam na półce. Opowiedziałam od Adama i Ewy, że są byty, które z jakichś
przyczyn i tak dalej. Pani na to, że tak, tak i właśnie do jej męża przychodzi
jego matka. I w związku z tym pani ma pytanie, czy ona może tę matkę
odprowadzić.
Ja: Hm. A pani ją widzi?
Pani: Nie. Mąż widzi. Jak
jest "dobry", to siada koło niego na łóżku. A jak coś zrobi nie tak,
to staje koło łóżka i kopie w słupek.
Ja: Mhm. Skoro ona tylko do
męża przychodzi, nie do pani, to mąż musi ją odprowadzić. I teraz kluczowe jest
pytanie, czy on jest na to gotowy. Bo czasem jest tak, że to nie dusza nie chce
odejść z powodu niezałatwionych spraw, poczucia winy i tak dalej, tylko że to
żywi ją tutaj trzymają, nie pozwalają jej przejść przez bardo. Też z różnych
powodów. Nieprzepracowanej żałoby, jakichś żalów...
Pani: Matka mojego męża, to
była bardzo egocentryczna osoba. Nikt ją nie obchodził, prócz niej samej.
Mojego męża traktowała, jak rzecz, w ogóle nie miała ciepłych uczuć. Jak raz
leżał już w łóżku, ona weszła, myślała, że spał i przykryła mu nogę kołdrą, to
wie pani co? On płakał. Leżał i płakał, bo to dla niego znaczyło, że ona jednak
się troszczy, że go kocha. Mi się wydaje, że jemu byłoby lepiej, gdyby
ona nie przychodziła, bo potem on jest zmęczony, niewyspany.
Ja: Niech go pani spyta.
Wszystko się wtedy wyjaśni. Bo na siłę takich rzeczy robić nie można.
Kobieta przyszła parę tygodni
później. Bez synowej, ale przypomniała się, że ona, to ona. Pogadałyśmy znowu o
Wietnamce, a co do odprowadzania, powiedziała, że rozmawiała z mężem. Nie jest
gotowy puścić matkę na drugą stronę. Ignorowała go za życia, a teraz on ma ją
przy sobie i nie chce się tego pozbawiać.
Czy rozumieją Państwo ten ból? Wielki, wielki ból.