Ostara
Czułam wielką potrzebę wyjazdu do Grzybnicy w pierwszy dzień wiosny. Namówiłam młodego na wagary (tak, ja jego, takie dziwne dziecko) i pojechaliśmy.
Przede wszystkim udałam się do Drzewa.
Raz, że zrobiłam amulet dla naszej trójki. Bardzo ładny zresztą. Zastanawiałam się najpierw, czy może zrobić taki większy, w sensie, że opowiadający także o naszych licznych przyjaciołach i za nich, ale potem stwierdziłam, że nie. Tyle skomplikowanych relacji, tyle wątków. Skupię się na ochronie naszej trójki, starczy.
Od dołu go robiłam, więc tak
też opowiem: pawie piórko i rząd białych koralików z balsy, to H. Jeszcze
niedojrzały, śliczny, lekki, delikatnie muskający życie. Dwa na kamień
wysuszone owoce ściśnięte dratwą i ciemnobrązowe koraliki z balsy - Julia.
Zawsze zwarta, mocna, doświadczona (jest starsza ode mnie). Duża, lśniąca, kasztanowego koloru drewniana kulka, a nad nią jasnobrązowe koraliki z balsy -
od razu widać, że ja. Wszystkie je złączyłam wyżej i przeprowadziłam przez
szereg podłużnych, drewnianych elementów. To dla naszej stałości, bezpieczeństwa,
ochrony oraz bycia grupą. Trzy najwyższe elementy są czerwone - nich nam służy
siła. Z każdą częścią pogadałam oddzielnie, potem ze wszystkimi razem. Niech
się dobrze dzieje.
Powiesiliśmy talizman
możliwie wysoko, a H. wcisnął w poszycie trzy orzechy, które mu dałam.
Potem trzeba było wreszcie
zakończyć sprawę tego dziwnego pudełka z dwunastoma gwiazdami, które Wowa
znalazł w moim mieszkaniu wkrótce po tym, jak zostało kupione. H. roztłukł szkatułkę na jak najmniejsze kawałki kalcytem pożyczonym z wiedźmiego szałasu. Zrobiliśmy
mini ognisko. Poza tym sól i tak dalej.
Tyle z obowiązków.
A teraz opowiem Państwu, co
robili inni i co działo się ze mną w tym innym wymiarze.
Idąc do Drzewa przechodzi się
przez krąg położony najbliżej parkingu. Ktoś ledwo przed nami (nocą?) robił w nim rytuał
ostary, czyli wiosennego przesilenia. Ja zawsze robię wszystko po swojemu, ale
rozumiem, że ktoś czuje potrzebę działania zgodnie z tradycją, według szkoły.
Pięknie to wyglądało, bo przed centralnie położonym kamieniem umieścił bukiet tulipanów,
jabłko i monety. Ułożył też napis OSTARA. Bardzo pozytywne, witalne to było.
W różnych miejscach lasu
znajdowaliśmy orzechy. Nie tylko na kamieniach, różnie. Dlatego zabawne, albo
znamienne, że ja modemu też dałam orzechy do podarowania Drzewu. Patrząc realistycznie
- orzechy są trwałe, po zimie to je dać najłatwiej :-)
Niedaleko Drzewa ułożona była odala. W innym miejscu, w jednym z kręgów, też, ale ta druga była jakby
przekreślona, czy przecięta. Odala jest pozytywną runą. Oznacza rodzinę, stabilność,
wzrost.
Że ktoś ją ułożył przy Drzewie, oczywiste i spoko, ale dlaczego potem w innym miejscu zrobił rytuał przecięcia? Wysłałam zdjęcia T., temu od proroczych snów. Zna się na runach, jak mało kto, więc. Odpisał, że też go to zdziwiło, bo raczej ludzie starają się do siebie taką energię przyciągnąć i zatrzymać ją, być z nią cały czas. Miał jednak wizję, że ktoś chciał w ten sposób cały rytuał zakończyć, że tak czuł (ten ktoś) i że była to kobieta.
Co do mnie, to wysiadłszy z auta czułam się OK, jak zawsze tam, ale im bardziej zbliżaliśmy się do Drzewa, tym było mi ciężej. Płytki oddech, ból w klatce, ciężkie ciało, złe samopoczucie ogólnie. Nie musiałam siadać, czy coś w tym rodzaju, ale byłam słaba. Przy drugim Drzewie, pomału umierającym liściastym alter ego tego podstawowego, ktoś położył piękny fluoryt. Prześliczny. Fioletowy, z ukośną żyłą jasnej zieleni. Wzięłam go do ręki, bo, inaczej niż wiele osób w kręgach, często biorę różne przedmioty do ręki, a on się przykleił. W sensie energetycznym, oczywiście. Poczułam, że nie ma szans, nie dam rady go odłożyć. Musimy być razem i koniec.
Jeszcze przed pandemią miałam
coś takiego w Pomeranii z krzemieniem. Zwiedzaliśmy z H. wioskę wikingów, leżał
na stole w którejś z chat, wzięłam go do ręki i przepadło. Musiałam go ukraść i
leży przy moim łóżku do dziś. Kiedy mam gorszy czas, śpię trzymając go w dłoni.
Włożyłam fluoryt do
rękawiczki, żeby dotykał mi ciała. Dłoń zrobiła się bardzo ciepła, aż za. Czułam
się wciąż słabo, ale gdy H. wyciągnął mnie na spacer dalej w las, poza kręgi
(wg mnie był tam chram i zabudowania służebne, mogę nawet dokładnie wskazać,
gdzie znajdowała się brama oddzielająca strefy), poprawiło mi się. Cóż z tego, skoro powrót do kręgów spowodował znowu pogorszenie formy. Nigdy tam tak nie
miałam, nie wiem, o co chodzi.
Jest takie jedno miejsce, za
którym w sumie nie przepadam. Głównie dlatego, że widzący opowiadają o nim
różne rzeczy. Że leży tam człowiek zmarły tragicznie, że woda, gałąź, trup,
miecz, napad, takie różne. Nie dotykam tego kamienia, nie ciągnie mnie. Tym
razem, kiedy przechodziłam ścieżką opodal, poczułam bardzo silne uderzenie
gorącej energii. Jakby ktoś otworzył drzwi do sauny. Zignorowałam to, poszłam z
H. do stołów piknikowych, wyjęłam kosz z wiktuałami, zjedliśmy śniadanie.
Tam, w strefie parkingu,
czułam się już dobrze. Serce nie bolało, nogi nie były ciężkie. Posiedziałam i
rzekłam młodemu, że nie wiem, co o tym myśleć, ale chyba muszę się wrócić i
położyć fluoryt na tym kamieniu, który stoi na uboczu, tym, który zawsze omijam.
Że to trochę dziwne i jestem pogubiona, robić to, czy nie. "Wiesz, mimiś,
powiem ci tak, jak ty zawsze mówisz, że zapytaj siebie, idź, pogadaj z tymi
kamieniami i wtedy się dowiesz co ma być" :-)
Poszłam. Wyjęłam fluoryt z
rękawiczki i pomyślałam, że trzeba go położyć w zgłębieniu głazu, idealnie do
niego pasuje. A potem zrobiło się tak, że nie miałam już nic do powiedzenia. One
dosłownie się przyciągnęły, jakby miały magnesy i to bardzo silne. Trzymałam
dłonie na fluorycie i co jakiś czas eksperymentalnie próbowałam go oderwać.
Gdzie tam.
Pomyślałam, że, z punktu
widzenia osoby, która przywiozła fluoryt do kręgów i położyła go pod Umierającym
Drzewem, będzie to wyglądać idiotycznie. Ktoś zabrał minerał z miejsca, które
dla niego przeznaczyła, ale nawet nie wziął go do domu, tylko przełożył tu. Ta osoba może dojść do wniosku, że ktoś się wygłupiał, albo że zrobiło to jakieś dziecko. A to ja. Nie miałam
wyboru.
Ada by powiedziała, że czasem trzeba poprawić rytuał po kimś, kto zrobił go nieprawidłowo. Ona poprawia. No ale Ada ma bardzo wysokie ego, nawet ja jestem przy niej skromnym mikusiem.