Bilet w telefonie

W Dubaju wylądowaliśmy w środku nocy, a do Krakowa odlatywaliśmy po czterech godzinach przerwy, już rano.

Przy wychodzeniu z autobusów, które dowiozły nas do samolotu, obsługa lotniska sprawdzała bilety i kierowała do przedniego lub tylnego wejścia. Trzymałam kartki w dłoni i nawet mi ich nie przeglądali, podałam tylko numery siedzeń, wskazali tyle wejście i poszliśmy. Miałam miejsce przy oknie, a młody i tak siedział gdzie indziej, zajęłam się więc oglądaniem tego, co na zewnątrz.

Z kolejnego autobusu wysiadała kobieta z dwójką dzieci. Syn na oko ośmioletni, dziewczynka cztero-. Nic nie słyszałam, ale, jak w niemym filmie, wszystko było jasne. 

Obsługa w odblaskowych kamizelkach zażądała okazania biletów. Pani dość lekceważąco odparła, że telefon jej się wyładował (lub zawiesił) i nie może, ale sprawdzali jej to przecież już pięć razy, więc bez przesady. I chciała wyjść.

Obsługa powtórzyła żądanie okazania biletów. Zniecierpliwiona pani nieco ostentacyjnie wygrzebała telefon z dna plecaczka i pokazała - nie działa i już. Zadowoleni? Może iść? 

Nie może, bo nie ma biletów. 

Rety, ma przecież wszystkie inne papierki, proszę bardzo. Potwierdzenie opłacenia wycieczki, potwierdzenie godzin wylotu, promesę... Poza tym przeszła przecież przez pięć bramek, nawet przy wyjściu z gate'u sprawdzano im bilety, więc chyba oczywiste, że je ma. To jej samolot, wraca do Krakowa, pamięta nawet numery miejsc, bez przesady!

Kazano jej czekać. Ale proszę wrócić do autobusu, nie wolno stać na płycie lotniska. 

Weszła. Razem z tymi dzieciaczkami. Autobus zamknął drzwi. Pani już na granicy. Znikła pewność siebie i: "Och, bez jaj, nie róbcież problemów". Rozpłakała się z bezradności.

Autobus majestatycznie odjechał ku budynkowi lotniska.

Koniec.

Wg mnie dziwne, że jej nie oddali bagażu. Niby wg zasad bagaż nie ma prawa lecieć bez właściciela. Strasznie to opóźnia wylot, więc może olali. W jednym służbiści, w innym...

Bezpośredni samolot lata tylko w piątki, bilet kosztuje około 5 tysięcy/os., na dalsze terminy taniej. Można też próbować przez Amsterdam lub Frankfurt, zaledwie za 3 tys./os. O ile będą bilety. Na pewno nie na ten sam dzień.

Rozumieją Państwo ten ambaras? Została z dwójką małych dzieci i podręcznym bagażem na lotnisku w Dubaju. Bo jej się wyładował (zawiesił) telefon. Bo jej się nie chciało iść do recepcji w hotelu i poprosić o wydrukowanie biletów. Albo zrobić zrzut ekranu i wysłać na telefon syna. Bo nie pomyślała. Zaufała czarnemu pudełeczku. Wszak zawsze działało.

Współczułam jej ze względu na maluchy, natomiast obiektywnie...

Ja wiem, że to kusi. Nosić tylko telefon. Przychodzą do mnie do sklepu ludzie, którzy nie mają przy sobie nic więcej. Ani gotówki, ani kart, telefon. I to samo z biletami. Zawsze mega się dziwię osobom, które mają bilet, kod QR i wszystko inne w telefonie. Skąd w nich to bezgraniczne zaufanie do sprzętu? W sklepie czasem pytam: "Co pan zrobi, jeśli telefon się zepsuje, albo naraz nie będą działały terminale?", ale to nie otrzeźwia. Dostaję wzruszenie ramion i niefrasobliwe: "To nie kupię". Jakby zawsze miało chodzić tylko o kamyczek na szczęście, albo kadzidełka. Ludzie są tak odrealnieni, jakby żyli w bajce. Jakby szczerze wierzyli, że zawsze będzie dokładnie tak, jak chcą, idealnie.

Zatem prośba do Państwa, nie bądźcie jak owce, OK?

I opowiadajcie każdemu historię tej pani.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń