Sesja z I.
Wysłałam I. filmik, na którym pokazałam gdzie boli, poopowiadałam wszystko i umówiłyśmy się na seans po zamknięciu sklepu. Do tej pory nie chciałam, żeby przy mnie grzebała, żeby zbyt wiele o mnie wiedziała, a byłam świadoma, że robiąc seans odkrywa nawet bardzo starannie przyklepane tajemnice. Jasne, dla dobra klienta, bo często to one blokują przepływ energii i tak dalej, ale mimo wszystko. No ale teraz gdy ból i brak diagnozy, priorytety mi się pozmieniały. Poprosiłam, żeby sprawdziła, czy to czysto energetyczna sprawa, czy jednak coś mi dolega także na płaszczyźnie fizycznej.
Wiedząc, co i tak każe zrobić,
zapaliłam trzy białe świeczki z prawej strony (wystarczą tilajty), włączyłam
relaksacyjną muzykę i ułożyłam się na chodniczkach za ladą (w mieszkaniu w
porcie młody miał korepetycje, a oba apart. nad sklepem były wynajęte).
Śmiesznie, ale co tam, nikt mnie tu przecież nie podglądał. I zaczęłyśmy.
I. się skupiała u siebie, a
ja leżałam i czekałam, co będzie. Tyle się nasłuchałam od M. od MiK i od V....
Z drugiej strony, zawsze byłam bardzo sceptyczna wobec przesyłu energii na
odległość. Niby po akcji z antagonistami pani od Wglądów Duchowych wiem już na
100%, że coś takiego istnieje, ale.
Najpierw leżałam i tyle.
Myślałam sobie, czy coś się wreszcie zadzieje, czy nie. Potem naraz poczułam
ciepłe fale nachodzące na mnie od stóp. Jakby ciepły prąd. Nie z emocji, tylko
sam z siebie gwałtownie przyspieszył mi oddech i bicie serca. Po chwili się to
uspokoiło. Kolor przed zamkniętymi oczami - fiolet, cały czas.
Leżałam dalej. Drugi strzał
energii przyszedł na głowę. Bardzo mocny, aż pomyślałam, że "Hej, I., trochę wyczucia!", jak gorąca obręcz. Znów przyspieszone bicie serca i
oddech.
Trzecia akcja dotyczyła
serca. Poczułam nietypowo ostre ukłucie, pomyślałam: "Odczep się od serca,
tam jest akurat OK" ;-).
Od prawej strony usłyszałam w
głowie głos starego mężczyzny. Nieznany mi, nie dziadek, czy ojciec, ot, ktoś. Ze
zdziwioną rezygnacją, zaskoczeniem zmieszanym z przekonaniem, że jest tak, jak
mówi, z pewnością i smutkiem powiedział: "Taka zawiść". Skonsternowałam
się, bo różnie to można rozumieć. Ja jestem zawistna o coś lub o kogoś, czy ktoś
o mnie? "O mnie?" dopytałam. "No a jak..." odparł i mówił
coś dalej, wyjaśniał, ale tamto już tak mnie wybiło, że nie zrozumiałam
dalszych słów.
Jeszcze trochę poleżałam,
kolejnych atrakcji nie było. W końcu pomyślałam, że sprawdzę w telefonie, czy
I. czasem nie skończyła i okazało się, że owszem, właśnie teraz i że zaczęła do
mnie pisać. Przeszłyśmy na rozmowę telefoniczną.
- Zrób badanie przestrzeni jelita
- jajnik - macica. Ja tu czuję, że się nałożyły dwie sprawy.
- Nie tylko energetyka?
- Nie. Dwie. Próbowałam to rozpuścić,
ale... Zadbaj o to bardzo, bo, słuchaj, jaki jest stosunek Julii do H.?
- No nie gadają ze sobą,
mówiłam ci. Pokłócili się jeszcze przed pandemią, potem to z wielkim
poświęceniem sklejałam, posklejałam, a oni pokłócili się znowu. Wtedy
odpuściłam i teraz jest tak, że nie wchodzą sobie w drogę, nie zauważają się.
Wiesz, oni są siebie warci, takie same rogate charaktery. Musiałoby jedno
przyjść do drugiego z wyciągniętą ręką, a tego nie będzie.
- Więc właśnie. Bo ja to
widziałam tak, że jakby ci się coś stało, to nie będzie tak, że H. z nią
zostanie, tylko że pójdzie do M. do Wrocławia.
- Czyli w podtekście, że moje
życie może być zagrożone, to chcesz powiedzieć.
- ... Zrób te badania. Teraz
dalej: jaki jest twój stosunek do Skąpego?
- Wisi mi. Plus cieszę się,
że istnieje, bo matka mniej zawraca mi głowę, kiedy on przyjeżdża. Albo jadą
gdzieś razem, czy ona do niego i mam spokój.
- A jego do ciebie?
- Wiesz, nikt nie siedzi
nikomu w głowie, ale oficjalnie Skąpy mnie uwielbia. Dzwoni do mnie, szuka
kontaktu, ja się opędzam.
- Mhm. Bo wiesz - to nie musi
być aktualne, nie z teraz, bo ja go widziałam, jakby był sprawny, a mówisz, że
teraz jest chory - ale ja to widziałam, jakby on i twoja mama... Jakby mieli do
ciebie takie dziwne uczucie... Jak to nazwać dokładnie...
- Zawiść?
- Tak. Zawiść i niechęć. I taki
jakby żal, czy, nie wiem, rozczarowanie?
- Ale o co?!
- Że jest tobie, wam, tak
dobrze. Że dajesz radę.
- ... Jak tak mówisz, to by
nawet grało. Bo moja matka matkuje moim różnym kuzynkom, wiesz? To są takie
kobiety, które nie mają żadnego życia poza rodziną. Żadnych pasji, zainteresowań,
rozumiesz, tylko żeby w domu grało, ale oczywiście nie gra. Jakieś dramaty bez
przerwy. Jednej mąż spadł z dachu i jest sparaliżowany, druga ma męża z
depresją i córkę narkomankę, która kradnie z domu, chce ich pozabijać i tak
dalej. I wiesz, moja matka tam z nimi koresponduje, one jej piszą sążniste
maile, dzwonią, płaczą, one je wspiera, podtrzymuje na duchu. I ona się w tym
odnajduje, rozumiesz, bo dla niej takie właśnie jest życie, taki jest świat. A
dzwoni do mnie, pyta jak tam, to mówię, że super, właśnie jedziemy do lasu
połazić, a potem na pizzę. Pyta, jak H., to mówię, że OK, wygrał konkurs
mitologiczny i się cieszy i tyle. Żadnego tam zwierzania się, bo po co, i tak
obróci to przeciwko mnie. Im mniej wie, tym lepiej. Więc może rzeczywiście?
- No tak to widziałam. Ta twoja
mama..., macie chodzić na sznurku, co nie?
- Nom :-) Dokładnie.
- Ja ją widziałam jako taką,
jakby ci..., nieprzejednaną. Że ma być, jak ona chce i koniec. Zero dyskusji. Władza.
- Wiesz, była dyrektorką,
rządziła, potem miała sklep jeden, drugi... Ja się izolowałam, wyjechałam na
drugi koniec kraju, ale teraz, sorry, jestem na jej łasce, nie?
- Tak ona uważa. I takie
słowa słyszałam, że: "Jak jej się nie podoba, może sobie wynająć", z
takim pfff. Odnośnie tych twoich chorych przeprowadzek.
- Taa, tak powiedziała Julii.
Bo ona z nią próbowała rozmawiać...
- Ale to jest masakryczne
energetycznie i fizycznie dla ciebie. Ja to tak czułam... Popłakałam się przy
tym.
- Mooja mooja. Spoko, już
tego nie będzie. Powiedziałam sobie, że tak urządzę, żeby tego nie było. Rejtana
zrobię, a się nie przeprowadzę. Dotąd się godziłam, ale koniec. I młodemu
powiedziałam, że to już ostatni raz.
- To kciuki. Co tam jeszcze
było... M. mi się pojawił, ale w oddali, jako dawna sprawa, że nie miałaś tak
różowo, jak by się na pozór wydawało. Że sklep super, jesteś idealna w tym
miejscu.
- No ba!
- I, słuchaj, ty jesteś sama?
- W sensie?
- Nie masz rodzeństwa?
- Mam brata, ale prawie nie
utrzymujemy kontaktu. Zbyt się zmienił, nie rozumiemy się już. Kiedyś mieliśmy
sztamę, ale potem zaczął zarabiać pieniądze i... No, jest zbyt arogancki, jak
na moje normy.
- Bo ja to właśnie tak
widziałam, jakbyś była sama. Chyba tyle. Zrób te badania, bo według mnie to
dwie sprawy nałożone, nie tylko energetyka. Zacznij jeść vilcacorę w kapsułkach
500. Przez trzy dni cztery razy dziennie po dwie kapsułki, potem trzy dni trzy
razy po dwie, potem przez tydzień dwa razy po dwie.
- Mam ciętą do naparów.
- Herbatkę, to sobie możesz
potem pić turystycznie. Najpierw kapsułki i nie w takich dawkach, jak jest na opakowaniu,
tylko jak ci mówię. I kurkumę. Możesz z gorącą wodą, czy jak chcesz. I zrób te
badania!
- OK, OK. Powiedz jeszcze, jak się rozliczamy? Chcesz kasę na konto, czy przysłać ci paczkę z tym, co zawsze bierzesz?
- Nie, nie. Przyjadę. Obiecuję, że przyjadę, tylko teraz...
I już pogaduszki nie na temat, więc ściszmy rozmowę.
Gdyby ktoś chciał namiar na
I., proszę napisać do mnie maila na szyfkarta@gmail.com
Bierze za sesję 150,-, niezależnie, czy się do niej pojedzie pod Ostrów Wlkp., czy jest to on-line.