Po wakacjach

 Kiedy H. wrócił z wakacji okazało się, że M. próbował wbijać mu do głowy różne swoje mądrości, albo przekonania dotyczące mojej osoby. Wiecie Państwo, różne rzeczy mi można zarzucić, ale jedno jest pewne, nie nastawiam H. przeciwko jego ojcu. Nie opowiadam mu tych wszystkich historii, co Wam. H. do dziś nie wie dlaczego dokładnie wyprowadziłam nas z Wro, nie wie o nożu. Coś tam podsłuchał, czegoś się domyśla, ale. M. już kilka razy odwalał numery przy H., więc młody wie, że tata jest niestabilny emocjonalnie i że jest autodestrukcyjny, natomiast nie wysłuchuje ode mnie opowieści z przeszłości.

Podczas pobytu w Szwajcarii M. upił się któregoś wieczoru i zaczął prawić młodemu, że coś mi się pomieszało w głowie. Coś mi się uroiło, oszalałam ogólnie. Mam manię prześladowczą. Dlatego coś mi się zwidziało i poczułam się zagrożona, co zaowocowało wyprowadzką. A teraz już w ogóle odleciałam przez całe to ezo. Uważa też, że ja przedstawiłam synowi swoją wersję wydarzeń, oczywiście strasznie go oczerniającą i niesprawiedliwą i dlatego poczuł się w obowiązku wyłożyć swoją. 

Trochę mnie zmroziło, kiedy H. zrelacjonował mi to wszystko. Niefajnie ze strony małżonka i bardzo nie fair. W oczy niby tiu tiu, wszystko świetnie, mamy dobrą relację, dogadujemy się w kwestiach kasy i zajmowania się H., a za plecami tak szyje mi buty? Przykro.

Wysłuchałam opowieści syna i zapytałam, co on na to. "Wiesz, powiedziałem tacie: "Może i mama jeździ do kręgów, albo wierzy, że kamienie mają swoje moce, ale nigdy nie skakała z mola"".

Zatkało mnie. Patrzyłam na H. oczami jak spodki. Upewniłam się, czy nie żartuje. Nie żartuje, tak rzekł. 

Noo...

***

Zaczęła się szkoła. Przez pierwszy tydzień, czy dwa, młody nieco panikował. Stawał przede mną, patrzył mi w oczy i mówił: "Aaaaa!". Zrozumiałe. Zazdrości kolegom, którzy we dwóch trafili do tej samej klasy, że mogą trzymać się razem etc. Szczęściem, ponieważ jest na bardzo konkretnym profilu, ludzi w klasie też ma specyficznych, nerdy takie. Jak dotąd z nikim nie musiał się bić, więc już dobrze - wiecie Państwo, H., to H., nie wygląda i nie zachowuje się jak wszyscy. W końcu to mój syn. Mogło być różnie.

Ma okropną wychowawczynię. Miałam nadzieję, że może trafi na jakąś wspierającą i konkretną. Na taką, która będzie wydolna wychowawczo, a jednocześnie będzie ogarniać kuwetę. Trafił na połączenie wariatki z wampirem energetycznym. Myślałam, że demonizuje, ale poszłam na wywiadówkę, bo na pierwszą w roku zawsze trzeba (podpisywanie zgód i innych tam dokumentów). Wróciłam w charakterze zewłoka. Sen nie pomógł, ani biała szałwia, a kręgi są daleko i nie mogę do nich jeździć aż co pięć minut, więc nagotowałam czarciego żebra z dodatkiem soli, siadłam w szafliku z ciepłą wodą (jeszcze nie mam wanny), a Julia cierpliwie mnie polewała od góry. Masakra. Dosłownie masakra. Na szczęście ostrożeń naprawdę pomaga i pomógł. Lało się to na mnie, sama się dodatkowo ochlapywałam po wszystkim i czułam, jak chodzi napięcie spowodowane negatywną energią wrednej baby.

Niemniej, rety, współczuję H., który ma z nią lekcje 4 razy w tygodniu.

***

Przyjechali klienci, który w sumie stali się już także prywatnie naszymi znajomymi, ci, którym poprzednio ufnie pożyczyłam misę, bo pani przyjechała w bardzo złej formie. Tym razem zostali nawet gośćmi w matkowym apartamencie - poprzednio im go pokazałam i bardzo im się spodobał. Przesympatyczni ludzie, lubię ich od zawsze, cieszę się, że nasza relacja się zacieśniła. Poszliśmy do Corleone, przeszliśmy na "ty" i tak dalej.

Zabawnie było podczas drugiej posiadówki w Corleone, na którą zabraliśmy też M. od MiK (K. był w trasie). MiK 1 stycznia 2022 postanowili zostać abstynentami i twardo się tego trzymają. Kiedy więc przyszło do zamówienia w knajpie, M. natychmiast zaznaczyła, że dla niej tylko herbatka z miodem, żadne tam proseco. "Pani jest w ciąży i nie może pić" - objaśniłam kelnerowi.

- Jasne. To może dowiem się, jaki jest skład tego naparu, czy nic nie zaszkodzi? - Przejął się kelner. - A płeć już znana?

I tak dalej. 

Motyw przewodni wieczoru. Na koniec dałam panu napiwek za troskliwą opiekę nad ciężarną. 

Byłyśmy też w kręgach w składzie M., V., Julia i ja. Znów z misami. Nadal jera. Przepięknie. Ranek, chłód, mega świeże powietrze, misy, grzyby. Kiedy jadłyśmy śniadanie przy piknikowym stole, przy drugim rozsiadły się dwie panie, a pan poszedł w las. Wrócił dosłownie po kwadransie z wiadrem pełnym grzybów. Wiedział gdzie szukać i brawo.

Pytanie, czemu małżonek V. nie pojechał, było miejsce w aucie. Najpierw chciał, gadał z nami o tym gdy siedzieliśmy na śniadaniu w Venezii Moderno, a potem się nagle wycofał. V. nie naciskała. "Wiesz - rzekła - chyba się przestraszył. Przypomniał sobie, co czuł poprzednio w kręgu uzdrowień, że go zamroczyło, pamiętasz i obawiał się przeżyć to znowu". Niby nie musiałby nawet tam wchodzić, kręgów jest przecież w Grzybnicy wiele i niektóre się zwyczajnie olewa, bo za dużo tego, ale widać tamto zdarzenie ścisnęło mu duszę jeszcze bardziej. Albo nie wiemy. 

***

Zupełnie od czapy zjawiła się także pani Ula. Zero zapowiedzi, po prostu suprise. Jakoś zła na to byłam. Może ja nie lubię niespodzianek? Niby nie musi mi się spowiadać, mieszka nie u mnie, ale to głównie ja się nią zajmuję, wożę, spędzam z nią czas. Nie podobało mi się, że tak mnie zaskoczyła, że nie miałam czasu, żeby się na to nastawić, przygotować. A kiedyś to było przecież normalne, prawda? W czasach przedkomórkowych. I sama w tym przodowałam.

Zabrałam ją oraz M. od MiK (K. w trasie) i H. do Hortulus Spectabilis. Młodzież biegała po wszystkim, a my statecznie pod rączkę, bo pani Ula czasem traci równowagę. Bardzo jej się podobało,  zachwyt pełen i że nawet ładniej, niż w ogrodach tematycznych. W takim samym składzie pojechaliśmy też do Bursztynowego Pałacu w Strzekęcinie, gdzie M., która jest bardzo sensoryczna, dostała totalnej fazy i ogólnie przeżywała. Ona mocno wyczuwa energie, także zmarłych, ale opiera się przed odprowadzaniem ich, jak ja swego czasu. A oni tym natarczywiej domagają się jej uwagi, więc wiadomo.

Poza tym cmentarz (grób Andreasa), Cafe Bulwar i targowisko, bo kiedy jest pani Ula, wizyty tam są obowiązkowe. Dwa razy pojechałyśmy ze znajomymi od mis, raz z M. od MiK (K. w trasie).

Pobyt pani Uli wykorzystałam do drugiej w życiu kąpieli w ostrożeniu, tym razem już całkiem zgodnie ze sztuką, w wannie, bo akurat w apartamencie, który ona zawsze wynajmuje, takie cudo jest. Pani Ula kupiła Julii Bociana w podziękowaniu za jakąś przysługę, bo ona się zawsze odwdzięcza czym może. Julia rzekła, że OK, ale wypić musimy razem, więc od razu oznajmiłam, że będzie to picie z kąpielą. Wzięłam całą torebkę ziół, nagotowałam na miejscu, podzieliłam na dwie porcje i kąpałyśmy się po kolei (pani Ula nie chciała). Nie było potrzeby chwili, w sensie, że nie czułyśmy się "ociepione", ale nie skorzystać raz wreszcie z możliwości sprawdzenia, jak to jest? Bo wszyscy klienci oraz mądre księgi mówią, że jeżeli coś się człowieka uczepiło, w wodzie po ostrożeniowej kąpieli pływają dziwne gluty. Takie kisielowe, jak smarki. Po polewaniu się w szafliku wodę miałam czystą, ale kusiło sprawdzić, co byłoby po pełnoprawnej kąpieli. Też idealnie klarowana. Oczywiście się cieszę, ale też jakby ciut, hm, rozczarowanie ;-)

Wreszcie wszyscy pojechali, niemal naraz i mogłam na powrót przenieść się do mieszkanka nad sklep. Ale o tym zaraz. 

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń