Źródło
Stała klientka na wahadełka, zawsze najpierw dzwoni, bo przyjeżdża spoza Kgu. Rozmawiałyśmy o tym i owym, o Grzybnicy, o Górze Chełmskiej etc. W międzyczasie przyszedł pan zainteresowany łapaczami wiatru i czegoś tam nie mógł dojrzeć, ponieważ nie wziął okularów. Mam do pożyczania. Kupiłam od +1 do +4 i trzymam w koszyczku. Frontem do klienta. Pani rzekła, że no już naprawdę, jedyny taki sklep i jakie to fajnie i że napisze o nas na swoim profilu. Czy podlinkuje?, no, to coś, co się robi na FB, nie znam się. Bo - rzekła - prowadzi popularny profil oraz kanał na YT i ma mnóstwo subskrybentów.
Wróciwszy do domu przesłała
mi via WhatsApp link z informacją, że zgodnie z obietnicą... Jestem niekompatybilna
z FB, więc tam nie wchodziłam, zarejestrowałam tylko fakt i dalej nizałam
kamyki na te moje najśliczniejsze w świecie bransoletki.
Aż tu nagle.
Bransoletkowa gumka pękła, druga też. Wszystko się rozsypało, zebrać się nie dało, z rąk leciało. Zaraz potem w dłoniach mrowienie, całe ciało poniekąd niewładne, wirowanie w głowie. Hm. Wiem, czym jest atak energetyczny i potrafię przeciwdziałać, ale to zaskoczenie. Nim dotarło do mnie, że ni z gruszki ni z pietruszki ktoś skierował na mnie coś takiego... Nikt się nie spodziewa hiszpańskiej inkwizycji, prawda? Sól z cynamonem, biała szałwia, napar z ostrożenia warzywnego z lawendą.
Ponoć nie ma
przypadków, jak tam kto uważa, w każdym razie następnego dnia pani znów
się pojawiła. Po czarny turmalin dla youtubowego partnera, wraz z którym
prowadzi swój kanał.
- Dobra, dobra, zaraz! - Zawołałam.
- Niech tu pani siada i powie mi najpierw: ci wasi followersi, to nie wszyscy
was lubią? Mają państwo wrogów? Możliwe jest, żeby ktoś atakował was
energetycznie?
- Ha, jeszcze ilu! Chce pani
o tym w ogóle słuchać?
- Tak. Bo wczoraj, po pani
wpisie, miałam niezłą jazdę. Działo się tam coś nie halo?
- Na jasne. Niektórzy
uważają, że mi się płaci za reklamowanie. Taki hejt! Jedną osobę musiałam
zablokować, bo była taka agresja...
- A, rozumiem.
- Jak pani chce, to ja usunę
ten wpis.
- Nie. Nie chodzi o to, żeby
się poddawać.
- Pani wie, kim ja jestem.
- Nie i niech tak zostanie.
Mam wtedy ogląd z boku. Poza wszystkim.
Trzeba się było jednak
zainteresować, ponieważ zaczęli mnie odwiedzać fani pani. Nieprofesjonalnie
byłoby nie znać pewnych pojęć, kodu informacyjnego. I oto mam lato pod znakiem Źródła.
Umowa Niewolnicza. Traktat Suwerena. Kopuła. Reptilianie. Sztuczna
inkarnacja (tego akurat bardzo bym chciała uniknąć).
Od strony socjologicznej
ciekawie jest zauważać, jak traktują mnie osoby przychodzące z owego
polecenia. Najpierw delikatna obserwacja. Po dłuższym czasie zagajenie. Kilka
kodów, typu "zanieczyszczenie", "matrix", "uziemienie".
Potem jakby podziw dla pani spływa rykoszetem na mnie. Że wiem, jak wygląda. Że
tu bywa. Że mam numer telefonu i tak dalej. Następnie jest akceptacja,
zaufanie, bo skoro widać, że nie urwałam się z choinki, a pani poleca... Na
koniec prośba, żeby pozdrowić, bo to, co pani i jej internetowy partner robią,
jest niezwykłe.