Ładnie

Potem była afera z przyjęciem do szkoły średniej. Młody jak to młody, niby mu zależy, ale, że tak powiem, dyskretnie się to u niego objawia. Typu, że mając z informatyki średnią 4,5 nie poszedł poprosić o 5 na koniec roku. Nawet nie trzeba było nic robić, żadnych plakatów, albo prezentacji, wystarczyło poprosić. Nie lubił baby, bo faktycznie, chyba wiem więcej o komputerach, niż ona, więc go frustrowała, ale wszystko jedno. Czasem trzeba być konformistą dla własnego dobra. Szczególnie, jeżeli chce się iść do klasy o profilu informatycznym.

Takoż zabrakło mu punktów i nie dostał się. A składał papiery tylko do tej jednej szkoły, ponieważ stwierdził, że żadna inna go nie interesuje. W Kgu nie ma mega oferty. Chciał do LO, są dwa normalne i jedno społeczne z czesnym około 6 tys./rok. To do przejścia, ale nie mają nawet sali gimnastycznej. Taka przechowalnia dla wyrzutków, zdaje się. Z normalnych LO jedno uchodzi za bardziej prestiżowe, a drugie za dobre, ale już nie "kuźnia talentów". H. od razu uznał, że będzie startował do tego mniej ambitnego, więc kiedy się tam nie dostał, trochę yy.

Pojechałam (młody był już we Wro u M., a zresztą na nic by się nie przydał) i zrobiłam dramę. Teatr jednej aktorki i kilkorga widzów, bo cóż mi zostało. Że nie śpi, nie je, nie chce wstawać z łóżka, nigdzie indziej nie składał papierów, bo to jest jego wymarzone miejsce i kropka oraz co ZROBIMY.

No to odwołanie. Czytałam wcześniej przepisy i do odwołania nie było tak naprawdę podstaw. Punkty naliczono mu prawidłowo, nie było też tak, że dostał się ktoś z taką samą ich ilością, a on nie, albo że nie policzono mu wolontariatu, czy jakichś konkursów. Niemniej miałam napisać i ująć w nim co się da. Stworzyłam więc na poczekaniu wiekopomne dzieło i oddałam, a komisja zapytała, czy odbiorę telefon, kiedy zadzwonią.

Czekałam jak na szpilkach, potem był weekend, a w poniedziałek rano zadzwonili, że mam dowieźć dokumenty - bo wcześniej kazali mi zabrać - ale to na już. Bo za godzinę rusza drugi etap rekrutacji.

Pojechałam, dałam, miła kobieta rzekła, że jeszcze go przeniosą z klasy do której go tymczasem upchnęli do takiej, jak najbardziej chciał, ale później. Chyba naprawdę ładnie napisałam. Zamówiłam wielki bukiet. Kupiłam ileś tam czekoladek Lindta (z ogólnodostępnych wg mnie najlepsze) i zrobiłam z nich mega pakę w celofanie z kokardą i karteczką, że za pochylenie się nad H. Następnego dnia skoro świt o 7.30, nim zaczęli zjawiać się petenci, którzy mogliby pomyśleć, że to łapówka, rzuciłam to wszystko - rękami Julii, której tam nie znają - na ladę zdumionego sekretariatu. Uff.

Potem wielkie śniadanie w Venezii Moderno. Człowiek, który dał się zwlec w cudzej sprawie o tak barbarzyńskiej porze, zasługuje, wg mnie, na porządny, wysokokaloryczny posiłek z obsługą.  Nawiasem mówiąc, w kwestii śniadań jednak E. Wedel wygrywa.

A drugim nawiasem - tak, serio, tak zapracowana jestem, że do knajp chodzę na śniadania, a nie na kolacje.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń