Trytytka

Następnie spodobał mi się "Ministrant edukacji" Big Cyca. Można się czepiać, że słownictwo zbyt dosadne, ale ten zespół zawsze taki był i nie udaje, że nie, nazwa wskazuje.

Skupmy się więc na meritum, a wtedy przyznamy uczciwie, że jest dokładnie jak w owej piosence. H. mnie pyta: "Dlaczego ja się biologii, czy chemii, uczę pod krzyżem i pod papieżem?".

 Tłumaczę, że każdy system ma swoje portrety. Ja się uczyłam pod Leninem, a on pod Wojtyłą, nie poradzi się. Uczniowie dorastają, obalają poprzednią bzdurę, a następnie wieszają kolejne portrety i tak w kółko. Szkoła musi być upolityczniona, bo dorosłym się zdaje, że w ten sposób wpłyną na poglądy dzieci. Bardzo to w sumie zabawne, że co pokolenie okazuje się, że nic z tego, ale gra wciąż trwa.

***

1 marca H. miał założony aparat ortodontyczny na górną szczękę. Mówiąc szczerze nie zapytałam, ile to będzie kosztować (2 tys.), więc dobrze, że odkąd jest pandemia, kobieta zainstalowała sobie terminal. No nic. Próbowałam uniknąć stałego aparatu, więc wcześniej przez długi czas H. nosił taki zdejmowany i nawet były jakieś efekty, ale potem naraz zaczął mu on ranić dziąsła. Orta nie wiedziała problemu, niby coś regulowała, ale młody zaraz po przyjściu do domu zdejmował ustrojstwo i odmawiał noszenia. Kilka razy poszliśmy na regulowanie, za każdym razem trzeba było zapłacić po stówce w zasadzie za nic, więc w końcu zwątpiłam, a jemu wszystko na powrót rozlazło się, jak chciało. Teraz podjęliśmy drugą próbę. Najpierw było usuwanie mleczaka, który przeszkadzał, potem podcinanie wędzidełka, na koniec zalepianie ubytków i zdejmowanie kamienia, bo przed nałożeniem aparatu wszystko musi być na tip top. Nieco deprymujące, że orta od razu ostrzegła, że nie ręczy za efekty, ale w tym mieście nie ma wyboru specjalistów, niech robi, co może.

***

Państwo przed sześćdziesiątką, niegrzeczni. Pani chciała obejrzeć biżuterię z cyrkoniami. Mam ją porozkładaną w różnych miejscach sklepu, więc musiałam oprowadzać. Kobieta co chwila mi przerywała bardzo obcesowo: "To mi się nie podoba!", "To mnie w ogóle nie interesuje! Mówiłam, że chcę większe!" i tak dalej. W tym samym czasie facet przekrzykiwał ją: "Ale zobacz to, to jest przecież ładne!", "Czemu nie chcesz tego obejrzeć?!", "Noż chodź tu!".

Masakrycznie meczące to było, a poza tym, halo, staram się, zajmuję nimi, trochu kultury ;-), okeej? W końcu nie zdzierżyłam. Krzyknęłam głośniej od nich: "Pokazuję po kolei, co mam! Żeby się państwo zorientowali!". Cisza zapadła. Sądziłam, że się obrażą i sobie pójdą fochając, co byłoby zrozumiałe. Zamiast tego położyli uszy po sobie, zaczęli zachowywać się jak potulne trusie, nagle grzeczniutko. Kupili srebrny pierścionek z cyrkonią, po czym pani poszła, a pan nabył dla niej jeszcze złotą bransoletę za trzy tysiące.

Gdy wyszedł, znalazłam na podłodze przed ladą trytytkę, która musiała wypaść mu z kieszeni, więc bardzo przepraszam, ale skojarzenia miałam jednoznaczne. Wiem, wiem, może po prostu robi remont, ale po tym, jak oboje wprost nienaturalnie spotulnieli gdy na nich krzyknęłam...

***

Stała klientka, pielęgniarka: 

"Od marca miał być ten przepis, że kto nie zaszczepiony na koronę, nie może pracować, wie pani. No to idę do dyrektorki szpitala i pytam, jak to się odbywa, oni mnie zwalniają, czy odchodzę na własną prośbę, czy jak. Bo ja za dużo widziałam, żeby się szczepić. Mam wypożyczalnię kajaków, mam z czego żyć. A ona mi mówi: Basia, ja nawet szczepionek nie zamówiłam. Bo u nas w szpitalu większość odmówiła, jak ja bym chciała powyrzucać niezaszczepionych, to bym musiała szpital zamknąć".

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń