Papuga

 Obiecałam młodemu, że zaraz po wystawieniu ocen pojedziemy na wagary. Napisał niezliczoną ilość kartkówek, klasówek, sprawdzianów (zaległe i bieżące) i zrobił co mógł, żeby nie dostać na półrocze jedynki z chemii. Udało się i 16.01 szczęśliwie uciekliśmy do BB.

Zarezerwowałam noclegi w Papudze, ponieważ, jeśli wybierze się termin poza weekendem, nie jest przeraźliwie droga, a jako jedyna w mieście ma strefę relaksu, więc miło. BB, bo zależało nam na wędrowaniu, ale ze względu na porę roku musiałam zadbać o zaplanowanie krótkich, przetartych szlaków, koniecznie ze schroniskami na górze. W okolicy Bielska mam opracowane kilka takich tras, mieszkając tam eksploatowaliśmy je zimą do znudzenia.

Jechało się cudnie, pogoda była słoneczna, w zasadzie marcowa, do Papugi dotarliśmy akurat na zachód słońca nad pasmem Koziej Góry.

***

W całej Polsce nad drogami szybkiego ruchu wyświetla się info na temat zmian sposobu płatności na autostradach, ale, jak to ja, całkiem to olałam. Nie zainteresowałam się nawet za grosz. Jakieś tam viatole, etole, nic mi do nich. Nie mam tych kart, czy tam czytników, zawsze płacę w budce, więc e tam. Dojechałam do Wro, ekspresówka miała zaraz zmienić się w A4, mnóstwo ludzi zjeżdżało na Obajtka przed bramkami, stali do niego w kolejce aż na drodze. On tam jest okropny, malutki, bez udogodnień, prawdziwego parkingu i w ogóle, taka budka przy drodze, więc aż się zdziwiłam. Tak bardzo nie chcą zapłacić tych kilku groszy więcej za tankowanie na autostradzie? Po czym przejechałam przez otwarte bramki, w których nie było jak pobrać biletu i dopiero zaczęłam się zastanawiać. Naprawdę czasem jestem strasznie dziuniowata i, jak bo to rzec?, ignorancka?

Z góry zakładam, że jakoś to będzie i olewam wszystko, co do czego mam choćby minimalną nadzieję, że nie będzie mnie dotyczyć. Albo zajmowanie się tym zwalam na kogoś innego. Zatem sobie jechałam i robiłam: "Hmm". Poleciłam młodemu posprawdzać, o co kaman. Wyczytał, że zostaniemy zakuci w  dyby i obrzuceni jajami. I że już nie ma ratunku. No to trudno, wycieczka będzie sporo droższa, niż planowałam, zdarza się. Na szczęście wieczorem zadzwonił M. On tak ma, że potrafi nie odzywać się miesiącami, ale jeśli tylko ruszamy się z domu, zaraz jest telefon. Tym razem się to przydało, ponieważ posprawdzał przepisy dokładniej, niż H. i okazało się, że mogę uiścić bezkarnie opłatę po fakcie, także na Obajtku, do 3 dni po przejechaniu się na gapę. Gdyby mnie złapali w trakcie, moja strata, nie przyjmuje się za okoliczność łagodzącą, że ktoś nie wiedział, albo że ma zamiar zapłacić zjechawszy z drogi. Ale jeśli szczęśliwie kontroli nie było, to.

Zaraz następnego ranka pojechałam na najbliższy Orlen. Pan sprzedawca wcale nie wiedział, że można tak uniknąć kary, ale pani była zorientowana i nie robiła trudności. Podałam nr rejestracyjny auta oraz m.w. godzinę wjazdu (bilet jest ważny 48 godzin od podania deklarowanej godziny wjazdu na autostradę, więc nie trzeba się z tym jakoś spinać, byle nie podać zbyt późnej). Zapłaciłam raptem naście złotych zamiast pięciuset, więc poinformowałam H., że co było prawie stracone, możemy teraz radośnie przepultać.

*** 

H. uwielbia, kiedy tworzymy historie, w których jesteśmy bohaterami. Odgrywamy określone role, scenariusze są rozbudowane, te same postacie mają wiele przygód. Klimat przygody dopasowany jest do miejsca, w którym przebywamy, typu, że będąc w Side musieliśmy pokonać starego boga Mena.

Wystrój strefy spa w Papudze stanowi nieco, khm, eklektyczne połączenie różnych antycznych stylów plus śródziemnomorskie dodatki, wszystko pod hasłem: byle prestiżowo. Czyli tu mozaika, tam relief, ówdzie rzeźba, gazon, podświetlane bulgadełko, gięte krzesło, a obok baldachim. Świetnie się to wszystko nadawało do nabudowywania historii i przez wszystkie wieczory w spa bawiliśmy się dobrze. Jak zwykle udało nam się wypełnić misję, happy end.

***

W poniedziałek, zaraz po załatwieniu sprawy z biletem, podjechaliśmy na nasze dawne osiedle na Kopcu Lipnickim. Rety, nostalgia. Połaziliśmy komentując liczne zmiany. Następnie zawiozłam nas na Przegibek, z którego poszliśmy na Magurkę. to taka lajtowa trasa, spacer ze schroniskiem na górze. Rzecz tylko w tym, że władowaliśmy się w mega śnieżycę plus wiatr. Na szczęście drzewa jeszcze się nie łamały, ale poza tym wszystkie atrakcje. Na  dole była tylko mżawka i tak sobie, ale juz na wysokości 600 m.n.p.m. inna bajka.

- Yy, ale jesteś peeewna, że wychodzimy z auta?

- Na ba!

No i poszliśmy :-) Daruję sobie szczegółowy opis. W każdym razie ze sto razy tam szłam, ale tak jeszcze nigdy. Na górze, jak można się domyślić, całe schronisko nasze. Na zejściu lecące z wiatrem lodowe igły wbijające się w twarz, w oczy. Potem burza. Interesująco.

Bardzo śliska droga, co zaowocowało stłuczką autobus vs osobówka na Straconce. Postaliśmy w korku.

Ale jak przyjemnie było potem zrzucić wszystkie mokre ciuchy i powygrzewać się w saunie, poleżeć w jacuzzi.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń