Nie płakać

 Była ta kobieta, która uważa, że jestem jej kosmiczną siostrą i tak dalej. Ta, co leczy dotykiem i często ma przy tym wizje, wie, co się z ludźmi działo, albo stanie i jest zazdrosna o status finansowy swojej szwagierki, czy jak tam się nazywa żona brata męża.

Opisywałam kiedyś, jak była u mnie z tym mężem, trzymała mnie za rękę, patrzyła jak w obraz i słuchała płynących z mych ust prawd objawionych na temat pracy nad związkiem, podczas gdy jej mąż wprost wił się ilekroć użyłam słowa "zdrada", "romans", "kochanka". I że oczywiście niczego jej nie powiedziałam, bo jak. Nie mówi się takich rzeczy, nie wchodzi się między, szczególnie gdy na poparcie  ma się tylko swoje wyczucie.

No ale teraz przyszła i opowiedziała tak: "Ludzie do mnie przyjeżdżają, nawet z innych miast, płacą, więc Irek się w końcu zainteresował i mówi: "To może byś i mnie poleczyła, bo takie problemy z jelitami mam. Co mi lekarz przepisał, to mi nie pomaga". No to mówię: "Jasne, kładź się". Potrzymałam ręce i mówię: "Ja już wiem, czemu ty masz dupę spiętą. Bo babę masz i boisz się, że się wyda".

Nic nie powiedział. Wstał i wyszedł. A ja już z wizji w tym momencie nawet wiedziałam kto. Nasza wspólna znajoma, w domu u nas bywała, rozumiesz. No to już zaczęłam wtedy obserwować, co się dzieje. Zakończył ten związek. I wiesz co, no nie? Z jelitami też się problemy skończyły". 

Potem trzymała ręce na osobie, co do której wiem, że miała traumatyczne dzieciństwo Obiektywnie. Stała, trzymała ją za ramię, bo bolało i naraz łzy w oczach, buzia czerwona od wstrzymywanego szlochu.

W końcu: "Boże, słuchaj, były u ciebie jakieś straszne rodzinne sprawy dawno temu? Bo ja tu czuję jakby zadrę. Jakby takie lodowe ostrze było wbite w to ramię".

Ano.

***

Jest taka pani, która ma nowotwór piersi i którą wspomagam emocjonalnie, kiedy trzeba. Pisałam. Niedawno przyszła jej serdeczna przyjaciółka z oddziału z pudełkiem czekoladek w podziękowaniu od tamtej. Gadałyśmy długo, coś tam kupiła, ale głównie rozmawiałyśmy. O energiach, wibracjach minerałów, na co który działa, o tym, jak mieć siłę i samej sobie pomagać. Młoda dziewczyna, mąż, kilkuletnia córka, rak, chemia. Ślicznie wyglądała. Oczywiście szczupła, inaczej się nie da, ale też staranny ubiór, makijaż, piękne, lśniące, długie włosy. Peruka.

Skomplementowałam ją, bo zasługiwała i bo trzeba, a ona tak bardzo dziwnie na mnie popatrzyła. Kilka dni zastanawiałam się, jak nazwać to spojrzenie, jak je określić, bo była w nim i wdzięczność i jakby uraza. Wreszcie, opowiadając o tej sytuacji R., znalazłam słowo. Żal.

I wiecie Państwo, co jeszcze? Plotłam jej, że jest cudownie witalna, że gdybym nie wiedziała, nigdy nie pomyślałabym, że jest chora i tak dalej, ale tak naprawdę, to ona w tym wszystkim była jakby półprzejrzysta. Przezroczysta. Nie ujmę tego inaczej. Jakby światło miało przez nią przejść na wylot, jakby nie rzucała cienia. To jest takie dziwne. Nie płakać.

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń