Czerwona kartka

 Jeszcze w grudniu miałam po sąsiedzku aferę stygmatyzacyjną. Zaczęło się od tego, że do rybiarni przyszedł klient, którego oburzyło, że goście oczekujący na posiłek nie siedzą w maseczkach. Zgłosił to straży miejskiej (gdzie widocznie ma blaty, bo tak ogólnie, to nie można się tych ludzi doprosić o interwencję), strażnicy przyszli, pogrozili właścicielce. Dzień później menda zjawiła się znowu, wypytywała kelnerki, jak teraz jest z maseczkami u gości, a czy aby one nigdy nie zdejmują etc. Właścicielka restauracji jest dość prostą osobą, w sensie, że łatwo ją przestraszyć, sprawić, że straci rezon, a już gdy przydarza się coś poza schematem, to w ogóle ups, więc się przejęła.

A obowiązywał wówczas przepis, że do pomieszczeń zamkniętych może wejść tylko ileś niezaszczepionych osób na metraż. Nikt w Kgu tego nie przestrzegał, ale skoro źli ludzie mieli na nią oko, właścicielka postanowiła być bardzo poprawna. Wymyśliła karteczki, zielone dla zaszczepionych, czerwone dla pozostałych. Wyłożyła je w koszykach przed wejściem. Nie ma karteczki w odpowiednim kolorze - czekaj, aż ktoś wyjdzie i odłoży. Zasugerowałam, że to może nie być dobry pomysł, szczególnie z racji wyboru kolorów, ale mnie olała.

Ledwo dwa dni później akcja. Przyszła stała klientka, która, traf chciał, jest wielką przeciwniczką koronaszczepień, udziela się, ma grupę na FB, czy gdzie tam. Zobaczyła karteczki, których zresztą prawie nikt nie respektował, jedni goście brali, inni nie, trzeci brali te, które akurat leżały i tak wchodzili, bo obsługa przecież nie żądała od nikogo certyfikatu szczepień. Wpadła w szał, zrobiła awanturę właścicielce, że to stygmatyzacja, że ona tak tego nie zostawi, że w Warszawie za takie rzeczy lokale są podpalane, że to jest koniec tej restauracji, będzie bojkotowana, już ona się o to postara. Porobiła zdjęcia, wrzuciła do netu, zawrzało.

Właścicielka rybiarni ma do korony podejście dość trzeźwe, zaszczepiła się, ale tylko dlatego, że dużo podróżuje i nie chce mieć z tym problemów. Ogólnie ma podejście, że niech każdy sobie robi co chce, byle nikt jej się nie czepiał. A tu taki hejt, masakra. Fałszywe wpisy, znaczy nie gości, tylko takie na obniżenie opinii, że ktoś się struł, że śmierdzi. Wiecie Państwo, ja nie jem ryb i właścicielka też mnie ani ziębi, ani grzeje, ale ludzie mówią, że to najlepsza knajpa w mieście, kolejki tu stoją pod drzwiami, renoma ustalona od dziesięcioleci. Poza tym kobieta chciała tylko mieć spokój, uniknąć mandatu, między młotem, a kowadłem dosłownie. Szkoda mi jej było. Kartki usunęła, bo zaczęła się bać, że jej ktoś naprawdę zniszczy lokal. Namawiałam ją do zgłoszenia sprawy na policję, ale czy poszła, a jeśli, to czy w ogóle przyjęto zeznanie, nie pytałam.

A teraz nagle, proszę, można chodzić bez maseczek, obostrzenia co ilości osób na metraż dawno poznoszono. Jak się w tym odnajdują bojownicy obu frakcji? Czy nie jest im głupio?

Popularne posty z tego bloga

Tak, to ja

Odcinanie

Toruń